a jednak kaszka...:)
no i jednak sie zdecydowalismy... wczoraj podalismy Oliwce kaszke ryzowa... hmmm... podalismy to lagodnie powiedziane... posadzilismy mala w takim siedzonku, na wpol lezaco zeby miala (przeciez jeszcze sama nie siedzi). Moje Szczescie wzielo kamere... zwykle takich momentow nie uwiecznialismy - nie mielismy glowy, ale pomyslalam sobie ze taka kaszka moze sie ladnie komponowac na buzce Oliwki... hihihihi mialam racje. sliniak zostal zalozony i o dziwo wystarczyl:) rozrobilam lyzke stolowa kaszki ryzowej z czterema lyzkami wody (przegotowanej wczesniej, a raczej gotowanej przez 10 minut), i przystapilismy do karmienia... tzn chcialam zaczac, ale Malenka sie rozplakala akurat. nie wiedziec czemu - bo przeciez nakarmilam wczesniej "swojskim" mlekiem (znaczy siem cycowym). uspokoilam troszke, na tyle ze nie plakala, i dalam jej lyzke do polizania. umoczona w kaszce wczesniej. polizala, wyplula. dalam jeszcze raz - podobnie. wypycha jezorkiem wszystko. ale chyba jej cos sie przelknelo niechcacy bo nastepna lyzke juz nie wypchnela jezorkiem. dalam ciutke wiecej. cos memlala. efekt - kaszka byla na sliniaku, na calej buzi, na raczkach oraz na nosku. szczesliwie mnie ominelo. mysle ze cos zjadla z tego, bo przelykala to co miala przelknac jak nie kaszke??? nie widzialam obrzydzenia na twarzy wiec mozna miec nadzieje ze kaszka nie bedzie jednak wrogiem Oliwki:)
Dodaj komentarz