bedzie paskudnie. wrazliwi - no. wiadomo....
no nie no tym razem nie zatwardzenie... (raczej wrecz przeciwnie, ale w innym sensie... :/ )
jakos tak po prostu. brak weny czy cos. mniejsza z tym.
wlasnie przezylam (i mam nadzieje ze moge powiedziec w czasie przeszlym!) dziwne paskudztwo. w sesnie zatrucia pokarmowego z fanfarami... pff. otoz w czwartek na obiad byla paskudna, sztuczna pizza (w sensie no-name brand, tania i zwykle smaczna... a ze juz kiedys mnie poszkodzila - no coz. u mnie zawsze to na bledach uczenie sie kulalo..)... w piatek rano pieknie mnie przeczyscilo... no nic, mysle se - nie pierwszy to raz i nie pewnie ostatni tak? no wiec pieknie sobie posmigalam na fitnessa. po powrocie mnie przeczyscilo raz kolejny - ohoho. niedobrze... ale nic to. potem zaczelo mi byc zimno. wzielam verdin na wspomaganie tychtam roznych wewnetrznych. niby pomoglo. (wmiedzyczasie te tam biliony pozytywnych bakterii) potem zaczelo mi byc bardziej zimno. sprawdzilam - 37.7. no nic. zawinelam sie w kolderke i kimnelam (wspomnialam juz ze mam kochanego Mezusia? :) zajal sie dzieciakami bez slowa...) o 19 znow poczulam zoladek... poprosilam go zeby mi przyniosl takiej wodki ziolowej (tak tak, alkoholem sie leczylam ;) )przyniosl. wypilam. nooo rozgrzalo mnie. ok. 23 mialam juz 38.1. wiec dla odmiany przeciwgoraczkowa, bo przeciez alkohol se juz wyparowal. no i fajnie. do rana dospalam. rano wydawalo mi sie ze super. wstalam. oho, cos mi w glowie zakolowalo... ale nic to mysle spalam z przerwami 12 godzin to jak ma mi nie kolowac? siadlam przy stole (mezus sniadanko przyszykowal). jakos sie nietego poczulam... poszlam w kibelek. bede rzygac? nieeee... bede co innego robic? nieee... no to wychodze... i przecknelam sie w pokoju na podlodze. lezalam. musialam sie resztka swiadomosci polozyc zanim zemdlalam bo mezus nie slyszal zeby co lupnelo... nosz kurka! nic to. polozylam sie, przekimalam do 11... i chyba sie mnie polepszylo w koncu... pfff. ki czort? :/
a poza tym - w miare. doszlam do siebie po wyjezdzie MOjej Kochanej Siostrzycy...
a poza tym to sa takie rozne problemy... (nie zdrowotnej natury) za ktore trzymac kciuki prosze :(
BS - mowisz ze takie juz geny hrabiowske posiadam, ze nawet kontrolowac nie musze? :)
no to dużo zdrowia - zwlaszcza zaladkowego.
aha! i duzo dobrych fluidow Ci wysylam
też trzymam kciuki! mocno mocno!
Te inne problemy też niech idą precz.
Dodaj komentarz