i bardzo dobrze...
... ze wzielam Grzdylowe na te gimnastyke. faktycznie ze ciagle jeszcze kaszle, ale mniej niz kaszlala, a sie jej zajecia tak podobaly, ze warto bylo. powiem szczerze ze mnie sie tez podobaly te zajecia, aczkolwiek zaszokowalo mnie troszke ze tak od poczatku ostro zaczynali - juz mieli i drazki i line i jeszcze kilka rzeczy. w szoku bylam ze moje dziecie dalo sie tam postawic w ogole!!! no ale Wieksza do strachaczy nie nalezy. w ogole w grupie jest cos szescioro dzieci, w wieku 3-5 lat. zajecia prowadzone widac ze z glowa - rozgrzewka, zabawa, i w to wszystko powplatane cwiczenia. Wieksza sie prawie obrazila jak w polowie zajec pani zrobila przerwe na piciu. no, ok, laskawie sie napila soczku, po czym zlapala pania za reke, druga lapka poslala mi caluska, powiedziala: "I love you Mama!"i juz jej nie bylo... dorosleje mi Grzdylowa, oj dorosleje :o)
...jakos tak kopa dostalam motywujacego od tego wszystkiego i popoludniem sobie upieklam ciasto... o dziwo - nawet wyszlo. a wcale NIE bylo to moje "zelazne" ciasto, czyli takie ktore ZAWSZE wychodzi.... zrobilam takie cos - jableczniko-szarlotke (Mama moja mowi ze jablecznik to ogolnie ciasto z jablkami a szarlotka to jest na zasadzie ciasto/jablka/ciasto. nie wiem czy to prawda ale przyjelam do wiadomosci) pod wdzieczna nazwa "Skubaniec". przepis jeszcze z czasow studenckich od jednej z dziewczyn z bursy. ha!
co tu duzo gadac - palce lizac!!!(a rog odciety zaraz po wyjeciu z pieca - Moje Szczescie jest zawsze testerem moich wypiekow :o) )
Dodaj komentarz