[napisalam sympatyczna notke, po czym wspanialomyslnie...
uwielbiam podsluchiwac zabawy Mojego Szczescia z Wieksza... Mniejszy tez sie fajnie z nimi bawi, ale jego nie ma jak podsluchiwac, jego trzeba ogladac :) sobie mysle jakim jest cudownym Tatuskiem (MS nie Mniejszy!)... nie tak, ze nie nakrzyczy, nie tak, ze na wszystko pozwoli - wymagajacy jest chyba bardziej ode mnie :) ale jak sie bawi... to ma pomysly... dzisiaj wymyslali przygody dla figurek Dory i Diego...
no wlasnie. Diego z bajki "Go, Diego, go!" moze nie jest najulubienszym bohaterem Wiekszej, ale...
dzisiaj ogladalismy wszyscy te bajke - akurat konczylismy obiad. (wiem wiem, TV w czasie obiadu powinno byc wylaczone. tez tak uwazalam zanim... a co sie bede tlumaczyc :o) ) Diego jak zwykle pomagal zwierzatkom wydostac sie z roznych tarapatow - tym razem maly jaguar utknal gdzies na skalach. i taki sobie dialog powstal miedzy MS i Wieksza:
MS: Oh no! baby jaguar is stuck! will you help him?[o nie! maly jaguar utknal! pomozesz mu?]
Wieksza: no!
MS - zdziwiony: why not?[dlaczego nie?]
Wieksza rezolutnie: because Diego will help him!![bo Diego mu pomoze!]
no.
a tak w ogole to chyba jutro zamowie wizyte u lekarza. wprawdzie dzieciaki humory maja i dokazuja prawie w 100% normalnie, to jednak denerwuje mnie ten kaszel Wiekszej - jakis taki skrzekliwo-pusto-sucho-lichowiejaki. i glos ma skrzekliwy... jak sie uda zarejestrowac, to i Mniejszego wezme, niech przebada. po ostatnim incydencie z plucem u Wiekszej wole chyba sprawdzic co jest grane... a jak nie jutro to w poniedzialek...
no tak. dzieci choruja. tylko dlaczego nikt mnie o tym nie uprzedzil jak w ciazy bylam? przynajmniej bym sie nastawila... jak to mowia ze nawet i 12 razy do roku... ech...
Dodaj komentarz