one day at a time...
chyba tak trzeba bedzie... nie planowac za wiele bo sie schrzani... nie probowac myslec co bedzie kiedystam, bo tego nie wiadomo... ciezko tak... smialam sie ostatnio do MS ze jesli cokolwiek planujemy, trzeba od razu planowac podwojnie... tzn dokladac alternatywe - co zrobimy jesli dzieciaki sie rozchoruja... bo ostatnimi czasy dostalismy dosc po doopskach w ten desen...
ech...
dostalam od Grzdyli prezenty na Dzien Matki ;) Wieksza robila papierowe bukiety i wazoniki z rulonikow po papierze toaletowym, obklejonych patyczkami (takimi jak od lodow). Mniejszego Pani zarzadzila bratki :) no szkoda ze nie wiedzialam, jak przyniosl ze szkoly w czwartek, w szarej torebce papierowej udekorowanej przeslicznie, tak sobie ten bratek czekal do niedzieli... ale przezyl :)
Grzdyliki moje kochane no... :) sie rozczulilam oczywiscie!
a od MS dostalam herbate ze sklepu herbacianego. nazwa herbaty zabojcza: "Love spell" ;) hehe. smak calkiem calkiem....
i tak to sobie powolutku zyjemy... one day at a time...
Szczesciara ;-))))
Dodaj komentarz