po hamulcach...
dzieki Pewnemu Blogowi ktory odkrylam dzieki Fanaberce, cos mi w srodku zapiszczalo... patrze, przygladam sie... hamulce. dobrze ze jeszcze je mam...
przeciez goni sie teraz w przod, Mery Christmas i Frosty the Snowman i Happy New Year. w sklepach juz w zasadzie Boze Narodzenie trwa od Halloween. a w niektorych i od sierpnia... toniemy w reklamach - trzy razy w tygodniu miejscowa gazeta wypelniona jest smieciami typu "u nas najtansze: ipody/notebooki/DVDplayers/", a dziecko twoje nie bedzie szczesliwe jesli tego sezonu nie bedzie mialo takiej lalki co to ma 125 buteleczek/ubranek/smoczkow/kostiumikow,i umie sie smiac/plakac/mowic/skakac/fikac koziolki...
wystarczy...
prezenty kupione. bez szalenstw.
a teraz jest Adwent a nie Boze Narodzenie. ADWENT. owszem radosny, owszem, niekoniecznie trzeba przywdziac szare sukmany i robic cierpietnicza mine. ale znalesc 5 minut dziennie zeby sie zastanowic o co chodzi.
dla wlasnego zdrowia psychicznego. dla siebie. bilans zyskow i strat. co dla mnie jest wazne. zeby nie powiedziec - najwazniejsze w zyciu...
co dalej?
i czego tak naprawde chce? czego sie czepiam. i to kto? ja - ktora w sobote szalala z dziecmi na paradzie i sama krzyczala "Merry Christmas" i machala lapkami do Sw. Mikolaja...
swiat w ktorym przyszlo zyc mnie i Moim Bliskim to jedno... a to jak bedziemy w nim zyc... to zalezy tylko od nas...
Dodaj komentarz