rozdwojenie...
z jednej strony - bol, rozpacz, niepokoj, i chec bycia z Siostrzyca...
z drugiej strony - moje zycie...
rozdwojenie... bolesnie odczuwane
tym bardziej, ze dotyczy osob, ktore kocham... chce wspol-czuc z Moja
Siostrzyca... chce dzielic jej bol, bo bol dzielony jakos latwiej zniesc...
tylko ze ten bol to jest bol dzielony nie ze mna... dzielony z
niedoszla-tesciowa, niedoszlym-szwagrem i ich rodzinami... ja moglabym po
prostu byc... przytulic, wytrzec splakane oczy... moglabym ale nie moge... bo
mnie tam nie ma :(
dzwonie... slucham... ale to nie
to... gdzies jakas blokada... (a moze to tylko w mojej wyobrazni?) lekko
wyczuwalna scianka tak, jakby Ona myslala sobie ze jak ja mam cokolwiek
zrozumiec skoro ja go wcale nie znalam :(
a moje zycie?
usmiecham sie do Grzdyli... od niedzieli juz potrafie znow... gotuje obiady,
przygotowywuje sniadania i lunch do szkoly... dzis nawet cos udalo mi sie
upiec...
sie przekonamy czy zjadliwe ;)
bo zycie musi jakos toczyc sie dalej prawda?
...kurczowo zaciskam palce na mysli... ze i dla Niej kiedys przeciez
zaswieci slonce...
A słońce wyjdzie, tyle, że w odpowiednim czasie. Tego procesu nie da się przyspieszyć.
Dodaj komentarz