sie uzewnetrzniam duchowo. uprzedzam zeby...
...poszlismy do kosciola na Msze
niedzielna. dzisiaj, bo jutro mamy dzien rozjazdowy. uslyszlam znany mi kawalek
Ewangelii o Weselu w Kanie. homilia ksiedza dotyczyla jednak nie tylko samego
wesela jako takiego ale wiecej o malzenstwie. o problemach malzenskich jakie
ludzi dotykac moga... wreszcie o wspolnej malzenskiej modlitwie jako sposobie
na umocnienie malzenstwa...
... po Komunii Sw. sie po prostu
poryczalam... przytulilam sie do ramienia MS... przepelnilo mnie tak blogie
szczescie ze na serio myslalam ze wybuchnie ;) serce znaczy...
... bo uswiadomilam sobie ze to
wszystko, o czym ksiadz mowil, to prawda... mowil ze malzenstwa po pewnym
czasie sie moga rozpadac bo ludzie sie zmieniaja, bo po 10 latach ten on i ta ona
to juz sa zupelnie inni ludzie. i ze czesto slyszy slowa - "Father,
somehow we grew apart..." (nie wiem jak to przetlumaczyc... chodzi o to ze
ciagle sie czlowiek rozwija i "rosnie" jakby duchowo, no i sie zdarza
ze malzenstwo im bardziej sie rozwija tym bardziej sie od siebie oddala ) a on
wtedy sobie mysli: "then why don't you grow together?"
... mowil o tym ze malzenstwo nie
jest latwe, dwa swiaty odrebne nagle sie maja stac jednym... sciera sie
wszystko i na kazdym kroku...
... wiec jak tak sobie uswiadomilam
to wszystko, ze tak sie dzieje, ze przeciez to prawda jest... to mnie tak
strzelilo, ze my wlasnie dorastamy razem... ze rozmawiamy bardzo duzo... ze
kazda jedna najmniejsza blahostke omawiamy razem... ze kazde rozstanie na
dluzej niz kilka godzin boli, i to jest bol fizycznie odczuwalny...
... i nie mialam zadnych
problemow z modlitwa dziekczynna po Komunii... :)))
Ściskam ;]
a Tobie zazdroszczę. albo i nie. jeszcze nie wiem. ale może za kilka lat się o tym przekonam.
Dodaj komentarz