takietam nicwaznego...
mam tak ze conajmniej raz do roku
zapraszam na lunch lub obiad mojego kuzyna. ktoren to jest zarowno ojcem
chrzestnym Mniejszego :) nie ze wzgledu na scisle wiezi rodzinne jakie nas
lacza... a ze wzgledu na to, ze na rodzicow chrzestnych wybieram ludzi przynajmniej
zdeklarowanie wierzacych...
dzis wlasnie Kuzyn z dziewczyna
swoja byli u nas na lunchu :) a coz za przyjemny i radosny czas :) Kuzyn
przyjechal z prezentami dla dzieciakow - dwie gry "planszowe" - tzn
jedna w wedkowanie (mordki rybek sie otwieraja i zamykaja i trzeba je lowic,
ten kto wylowi najwiecej - wygrywa), jedna w restauracje (jest "chef"
- przyjmujacy zamowienia, jest 3 papierowych klientow: koza, mysz i lis, sa
papierowe potrawy i grupka kelnerow :) ). bardzo fajne gry obie :) po zjedzonym
lunchu oczywiscie trzeba bylo pograc w te dwie gry :) Kuzyn i jego dziewczyna
swietnie sobie radzili :)
fajnie jest nie miec do czynienia
ze sztywniakami typu takiego co to "nie zniza sie" do poziomu dzieci,
- wrecz przeciwnie, bardzo chetnie bawia sie i graja w gry z nimi :)
ja sama zauwazam ze chetnie gram
w rozmaite takie gry :) i planszowe i inne rozmaite :)
...a wieczorem otworzylismy w
koncu zalegle wino musujace "martini"... o... i teraz wlasnie mi w
glowie to musujace szumi, oj szumi... ;)
Sama się bawiłam w rybaka i wkurzałam jak nic nie złowiłam.
Tobie też pewnie było ciężko, po wypiciu tego wina musującego cokolwiek na wędkę złapać?
Dodaj komentarz