test...
... i przyszlo mi przetestowac (?) Moja Milosc... od 8 rano w czwartek do 19 w sobote... bez telefonow... w piatek byl roczek Mlodszego... Moje Szczescie nie mogl nawet zadzwonic... zamkniety, odizolowany. nie nie byl chory... to tylko porabany system... "czyn spoleczny", ktorego jesli sie nie wykona to mozna zaplacic kilka tysiecy... ech... nie wazne. w piatek w nocy dzwoni kobieta z informacja ze kolejna noc Moj Mezczyzna bedzie musial spedzic w hotelu. i ze przesyla wiadomosc: "sorry I missed Junior's Birthday. Love you very much." beczalam jak bobr. zreszta beczalam codziennie. nie moglam jesc. zmuszalam sie coby nie zemdlec (takie mam sklonnosci). W ZYCIU nie przypuszczalam...
moze to dobrze ze tak bylo? po kilku latach normalnego zycia... taki dowod milosci... ze bez Niego po prostu schne... uswiadomilam sobie na nowo jak bardzo Go kocham...
gdy zobaczylam Go znow w drzwiach w sobote wieczorem, wypadlo mi z rak wszystko, polecialam i wtulilam sie w Jego ramie...wylam jak bobr...
juz jest dobrze... juz mamy siebie... codziennie:)
Dodaj komentarz