tydzien do...
... no wlasnie. od poniedzialku juz taki jest... i fakt ze akurat wlasnie za oknem leje deszcz wcale nie pomaga. w sobote sie wybieramy na parade bozonarodzeniowa... moze chociaz to...
w poniedzialek zaszczepilismy grzdyle, porobilismy ostatnie prezentowe zakupy. uff. nie mam zamiaru w grudniu z obledem w oczach ganiac bo czegostam jeszcze nie mam. moze jakas pierdolke jedna czy druga to tak. ale nic poza tym.
we wtorek Wieksza spadla z rownowazni na gimnastyce. stopka spuchla jak baniaczek, pani - jak ja nazwac? trenerka? - szybko zrobila zimny oklad. w domu jeszcze zimny oklad i troche zeszlo. telefon do Mojego Szczescia, przyjezdzaj bo ja sama nie dam rady - Mniejszy sie drze bo cos chce a Wieksza nie stanie na ta nozke bez bolu. do lekarza nie dam rady sama z obydwoma. zamowilam wizyte, MS przyjechal, wypchnelam Go z Wieksza, a sama znosilam jajo ze zniecierpliwienia...
no koniec koncow okazalo sie ze kosci sa cale, nie skrecone, nie zwichniete - no to troszke odetchnelam...
wczoraj Mniejszy mial Dzien Marudy... wrrrrrrrrrr nie cierpie tego... wisi mi u tylka albo wyciaga rece... a ja juz mam dosc noszenia...
i siedzialam wczoraj taka zrezygnowana przy necie wieczorem, dzidki juz spaly, patrze - przyjaciel (no dobra, taki sredniego gatunku) na GG. pisze ze mi zle... i tak sie zawiodlam na nim jak kiedys... bo on mi wypalil tekstem: "okres?" szlag mnie jasny... odpalilam mu ze nie. to on na to : "aha... to PMS?" oj wscieklam sie. objechalam z gory na dol (no to go na pewno utrwalilo w przekonaniu ze ma racje). jakby to telefon byl to bym trzasnela sluchawka. a tak - tylko wylaczylam GG. fajnie przyjaciel pomoze w problemie, srutututu. faceci, kurde... a ten jeszcze mi mowi ze przeciez wszystko jest udowodnione!! naukowo! a szlag jasny taka nauke!!! to kobieta nie ma prawa miec zlego humoru bo zaraz PMS???????? jak to faceci musza miec wszystko udowodnione naukowo...
ale uspokoilam sie jednak po chwili bo mysle - szkoda nerwow. przytulilam sie do Mojego Zmeczonego Szczescia (w pracy maja taki zapiertentego ze przychodzi do domu w strzepkach, biedulek!) i zycie sie jakos tak uproscilo...
i dzisiaj jest czwartek, ostatni dzien listopada. zawsze sie tak bardzo cieszylam na nadejscie grudnia... ech...
no i gdzies w srodku pewnie sie ciesze.. bo to Nasze swieta, tylko NASZE. przynajmniej Wigilia... a ze trzeba bedzie stracic troche nerwow w Pierwszy Dzien Swiat... no coz...
Jeszcze kilka jeden dzień i odetchniesz z ulgą :):)
Dodaj komentarz