wczorajszy spacerek...
...troszeczke mnie rozczarowal, oczekiwalam - po wielkim i nieczesto dzikim parku - wiecej barw... ale jednak udalo sie to i owo dostrzec...
quo vadis...?
przez czern...
i szarosc:
ku urokliwym zakatkom przypadkowo odkrytym...
nerwowe pszczoly uwijaly sie jak w ukropie...
potok szumial i spieszyl sie ... nie wiadomo dokad??
kontrastowe akcenty...
chore drzewo
a obok - czyzby przyczyna...?
...i dziupla z lokatorami...
a tak musial wygladac Mojzeszowy krzew gorejacy.... :o)
i jeszcze wiele innych...
a mnie ciagle malo... bo trudno jest jednym okiem patrzec w okienko aparatu a drugim sprawdzac gdzie sie podzialy Grzdyle... tudziez z Mlodszym na rekach pstrykac... :o) ale i tak...
u nas tak mało kolorów, że nawet aparatu nie zabieram :(
Dodaj komentarz