wspomnienie lata...
/wklejanie z worda u mnie nie dziala nie wiem czy to przez wstawianie zdjecia, czy przez zmiane koloru czcionki... nie mam pojecia. wiec wracamy do stukania 60 znakow coby nie bylo widac tekstu na glownej, gdyzboponiewaz wkurza mnie to i tyle.../
Smak listopadowych malin jest chyba zupelnie inny niz tych sierpniowych... moze dlatego ze juz zimno i przymrozki... moze dlatego, ze sie juz ich nie spodziewam... wyszlam ot tak sobie na ogrodek... moze sprawdzic czy pranie wyschlo... nie wiem dlaczego zerknelam... a moze podswiadomie wlasnie... (czasem sobie mysle ze albo przeceniamy te podswiadomosc, obarczamy ja wina za wszystkie nasze „chcenia" czy „niechcenia"...) szesc bardzo dojrzalych malin... wpakowalam jedna od razu do buzi... (no dobra, nie tak calkiem od razu, bo najpierw musialam cyknac zdjecie tak?) slodka, prawie lepka rozkosz MS byl w garazu wiec nie skorzystal :P pewnie bym sie podzielila druga malina z tych szesciu... trzy dla Wiekszej i trzy dla Mniejszego... Wieksza laduje wszystkie trzy od razu do buzki i pyta czy mam wiecej, Mniejszy delektuje sie kazda malina oddzielnie... takie rozne te Grzdyle sa... takie kochane...(mimo ze narzekam, dre sie i odchodze od zmyslow po kilka-nascie razy dziennie....)
/...trzy tygodnie.../
ale w tamtym roku. No i u mnie to moj brat jest malinorezca.
:)
pozdrawiam.buziaczki:*
Dodaj komentarz