wypluta jakas...
sie czuje. bylysmy dzisiaj z Oliwka na spacerku nieduzym, sloneczko slicznie swiecilo. wyjelam Oliwke z wozka i trzymajac za raczke poprowadzalam troche po sniegu. mruzyla oczka - slonko i snieg to taka jakas ciekawa kombinacja ze razi. potem zablokowalam kola wozka i Oliwka stala sobie trzymajac sie. po czym wykonala nagly sklon w przod i zaczela gmerac reka odziana w nie-za-gruba rekawiczke w sniegu... (rekawiczki posiada bardzo ciekawe- kremowo rozowe i na wierzchu maja przyklejona(?!) laleczke:P dosc slodko to wyglada.rekawiczki przyszly poczta od Moich Kochanych. Moja Kochana Mama potem dorobila czape i szal w takich wlasnie kremowo rozowych kolorkach) grzebala z takim zapalem ze omal nie przewrocila wozka na siebie. jak juz zmarzlam i stwierdzilam ze jeszcze troche a rekawiczka Oliwki przemoknie na amen, wsadzilam dziecie moje do wozka i pojechalysmy dalej. hmmm. daleko nie zajechalysmy, bowiem mroz (odczuwalne -12C) dawal sie nam we znaki a jeansy maja taka ciekawa ceche ze na mrozie sztywnieja i robia sie takie "milutkie", jakby z blachy byly zrobione a nie z materialu... zrobilysmy wiec - no moze nie w tyl zwrot, ale wybralam trase ktora mnie sie krotsza wydala. ha! akurat. nie wiem czy kiedykolwiek tamtedy szlam. po przejsciu przez "przesmyk" - okazalo sie ze uliczka z tej strony akurat slepa jest. wiec musialysmy obejsc. narzucilam "szerszy krok od czola" jak to mawiali Moi Kochani, i zziajana i zdyszana otworzylam drzwi domu. lekutko buchnelo ciepelko i poczulam jak to przyjemnie wrocic do domu:))))
po godzince czy poltorej Oliwka zasnela sobie blogo, a ja ambitnie wzielam sie za porzadki... w efekcie kuchnia jest powiedzmy jako-tako... gore sobie chyba generalnie podaruje... chyba ze mnie zadna pani domu, bo akurat generalne porzadki mnie jakos wcale nie pociagaja... a po umyciu podlogi w kuchni, tudziez pomyciu garow, wymyciu Oliwkowych butelek i smoczkow, ogolnym ogarnieciu blatu kuchennego, pomyciu wszystkiego w jednej-otwartej-szafce, posprzataniu okolic smietnika, zgarnieciu roznosci spod mikrofalowki do kartonu (ostatnio Oliwka tam sie lubi "bawic" - czytaj: staje tam i wyciaga co jej w reke wpadnie) - i tym samym uczynieniu tejze polki "dzieckoodpornej", przyczepieniu kartek swiatecznych (ktore juz doszly) do sznurka pod polka scienna... i zarzuceniu rybki do piekarnika i nastawieniu ryzu - poczulam sie zmeczona....
hmmm...
Dodaj komentarz