zeby.
to ciekawa sprawa te zeby. sie nie mozna bez nich niestety obyc. ja to bym byla za tym zeby rosly od razu implanty z czegos najtwardszego. i spokoj. tylko ze sie wyrznac musza... kurka... wyrzynaja sie - boli, potem wypadaja, potem rosna nowe, potem sie psuja, potem wypadaja... bez sensu w ogole...
no i oczywiscie ze to w kontekscie jest. oczywiscie ze na temat. Mlodszemu ida dolne trojki. wczorajsza noc mozna uznac za niebyla w zasadzie. cale szczescie ze przysnelam z Mlodszym przy usypianiu. prawie trzy godziny, obudzilam sie o 23. od ok. 1:30 do prawie 4 rano. dom wariatow. Mlodszy wlaczyl syrene. a glosik to on ma! rzuca sie, nie daje sie przytulic, wnerwiony na caly swiat. synku, gdyby to ode mnie zalezalo to by naprawde zeby pod narkoza szly... mleko - wypite. dalej sie drze. herbatka rumiankowa za chwile bo moze brzuszek... ryk. a wiec krem na dziasla. 10 minut ciszy. a wiec homeopatyczny na zabkowanie. dawka 1, 15 minut, 2, 15 minut, 3... moze pol godziny wzglednego spokoju... i dalej... w koncu Motrin. czyli ibuprofen dla dzieci. po jakichs 30-40 minutach... nie wiem co sie stalo w zasadzie bo usnelam... wiec domyslam sie ze przestal krzyczec...
to naprawde brzmi jak z horroru: "nie wiem co sie stalo"... wyrodna matka...
ja NAPRAWDE potrzebuje snu...
Pamiętej! Zęby nie grzyby - nie rosną po deszczu! ;)
Dodaj komentarz