zimno mi...
moze powinnam wlozyc sweter...
... zastanawiam sie czy ja juz zawsze bede taka sinusoida... nawet teraz, przy Mniejszego chorobie: raz wydaje mi sie ze juz mu lepiej, to znowu widze ze nie bardzo... nie umiem obiektywnie popatrzec i porownac to jak teraz jest a jak bylo kilka dni temu... kaszle jakby mniej, ale bo ja wiem... taka sie glupia czuje... cholerna bezradnosc... dalam syropki, kropelki, olbasy, posmarowalam plecki i klatke piersiowa pulmexem... i co... i nic. i czekam az wyzdrowieje... i serce mi sie kraje na strzepki gdy widze jak sie meczy kaszlem... fakt ze juz nie ma goraczki... i rzadziej ma taki ciag kaszlowy... taki az do wymiotow... ale jednak ciagle to swinstwo jest...
w sobote sie wybiore jeszcze raz do lekarza... niech oslucha i powie czy jest cos lepiej czy nie, moze trzeba bedzie cos innego podac... a przynajmniej inny syropek, no nie wiem, niech cos zrobi zeby sie Mniejszy tak nie meczyl...
***
a Wieksza kombinuje i ciagle probuje ustalac swoje granice... dzisiaj dwa takie slodko-gorzkie momenty:
* probuje polozyc ja na drzemke. Mniejszy juz spi. Wieksza probuje szczescia i kombinuje... drze jape, to znow placze to znowu sie drze... nerwy mi puszczaja, nawrzeszczalam, dalam klapsa i powiedzialam: spij. dalej wyje i kombinuje... wrrr... no ale biore ze trzy oddechy i mowie: slonko, mama sie zdenerwowala bo nie chcesz spac. to chodz sie przytulimy i zasniemy ok? no to ok. jeszcze siaka noskiem, jeszcze lezka w kaciku siedzi... mowie do niej: Mamusia cie mocno kocha wiesz? "wiem" odpowiada Mala. i zamyka oczka tulac oba misie i mnie... po chwili, kiedy juz mysle ze zasnela, probuje sie wyswobodzic z uscisku. na to ona przycisnela mnie mocniej, otworzyla oczka i powiedziala: "ja cie kocha" i zamknela oczka. zasnela...
* znowu dokucza Mniejszemu. zabiera mu zabawke, przytrzymuje go gdy on chce akurat isc, itepe. ja akurat cos robie w kuchni. mowie raz i drugi zeby mu przestala dokuczac, a ona swoje. w koncu krzyknelam z kuchni: "zostaw go w spokoju!!" "NIE!!" krzyczy Wieksza. och jak sie wkurzylam, z mokrymi rekami (nie przyszlo mi do glowy ich wytrzec) lece do niej, lapie za ramie, wymierzam ze dwa klapsy (sredniomocne)... Wieksza zrywa sie, odbiega o metr ode mnie, kladzie sie na podloge i krzyczy: "Mama! what did you do! I'm all wet now!" /Mama! no i cos narobila! teraz jestem cala mokra!/ sie nie odezwalam ani slowenkiem, poszlam do kuchni odkrecilam wode w kranie zeby zagluszyc moja reakcje i chichralam sie jak glupia :)
Dodaj komentarz