zmiana tematu.
[bo ilez mozna o niewyspaniu...]
od zawsze moim ulubionym drzewem jest brzoza. jest to jedyne chyba drzewo ktore uwielbiam bez wzgledu na pore roku. wiosna - farfocle i maciupenkie listeczki, skrza sie w wiosennym slonku, zwlaszcza przy malym nawet wietrzyku... lato - soczysta zielen, uosobienie gracji :) jesien - przepiekny zolty kolor lisci... zima - cudna srebrzysta szarosc pnia... pamietam za czasow liceum, z moja rownie zakrecona kumpela lazilysmy z tomikami poezji ks.Twardowskiego po parku... i ni z tego ni z owego kazda z nasz przytulila sie do drzewa... moje - malenkie cienkie drzewko brzozy. jej - wielki rozlozysty dab... :)
dlaczego ja o tej brzozie? dzis ucielismy sobie z Mniejszym poltorejgodzinny spacerek (wiekszosc czasu w wozku sobie hrabia zyczyl) i spotkalismy kilka brzoz wlasnie... przechodzilam chodnikiem obok trawnikow i rabatek kwiatowych przed "ludzkimi domami" i marudzilam sama do siebie. bo ja na ten przyklad chcialabym krzak forsycji, ze dwie magnolie i trzy brzozy... do tego rabatke kwiatkow tak skomponowana zeby ciagle cos mi kwitlo... to wlasnie aktualnie jest moj "problem" - hiacynty przekwitaja, irysy i tulipanki miniaturowe juz przekwitly... a takie tam rozmaite co slicznie kwitna zakwitna dopiero w lipcu-sierpniu... a czerwiec??? ech... no ale mam tyle miejsca ile mam, a roza wariatka slicznie wypuscila listki, tylko patrzec a beda paki i jak zacznie kwitnac to skonczy w listopadzie o! :)
Dodaj komentarz