jak to tak ladnie by ujac....
.... o. zatwardzenie. znow. no nie w sensie pokarmowym oczywiscie. natchnieniowo-blogowo-jakietamjeszcze. ogolnie. tak patrze i oczyskom nie wierze ze prawie miesiac temu ostatnia notke "pisalam"... cudzyslow bo sie zbytnio tam nie rozpisalam tak?
no coz. tak jakos...
ogolnei jest do doopy i tak sobie myslalam zamierzajac sie do napisania notki (a uwierzcie ze zamierzalam sie srednio raz-dwa razy na tydzien...), ze ilez mozna pisac ze jest do doopy?
no ale cos-niecos sie dzieje i na plus... poki co. a mianowicie wczoraj zaczelismy proces zaprzyjazniania krolasow. obadwa jak to tak ladnie sie mowi "ulepszone" sa wiec przeszkod brak... no. wczoraj calkiem fajnie poszlo, bez walk, udalo mi sie je nawet ustawic tak slodko do zdjecia o proszszsz:
prawda ze slicznie? natomiast na noc je rozdzielilam. rano spowrotem do jednej zagrodki... zaczelo sie ladnie, bez walk a potem ni z gruszki ni z pietruszki - posypalo sie futro... no ale pozniej juz bylo tylko lepiej. o:
no nic, tej nocy mam zamiar je przytrzymac razem. nie wiem tylko gdzie i jak ja bede spala, bo jeszcze ciagle jest tak ze walka moze sie zaczac w kazdej chwili... nic to. zobaczymy :)
a co do "poza tym" to ja dalej odmawiam zeznan...
co do tego czy bys sie dogadala czy nie - czemu nie?
Dziś widzieliśmy w sklepie zoologicznym królika z uszami takimi w dół i owłosionymi bardzo, jakby włosy miał spięte w kitli, a na czubku głowy wystrzyżona grzywka. Cudaczny. I powiedziałam do MzW, że chyba nie umiałabym się dogadać z królikiem. Śmiał się.. nie wiem dlaczego..
Dodaj komentarz