• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

serduchowate dyrdymaly

Kategorie postów

  • aLichoWieJakie (9)
  • codzienne (58)
  • jadalne (9)
  • marudzone (24)
  • refleksyjne (62)
  • rozmowki (3)
  • usmiechniete (7)
  • wakacyjne (9)
  • wiersze (2)
  • wkurzone (15)
  • wydarzenia (49)
  • zdjecia (90)
  • zdolowane (37)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • a hop
    • blogi.pl
    • N-K
    • posadz drzewo :)
  • blogi.pl
    • BanShee
    • calaja
    • cyniczna
    • fanaberka
    • gacuss
    • harley
    • innaM
    • karotka
    • MagicSunny
    • martynia
    • MyjeGary
    • naamah
    • niebla
    • she
    • sunkissed
    • unsafe
    • yoasia
    • zielone
  • chmielewszczycy
    • agnes_adv
    • finetka
    • niepopra vna
    • ola
    • psotka
  • fora lub forumy
    • chmielewske po raz drugi
    • chmielewskie
    • kacik literacki
    • oreo
  • kroliki
    • kapiszonki
    • kroliki
    • uszata
    • ziabakowa
  • rozmaitosci
    • Joanna Chmielewska
    • serduchowe zdjecia
  • rozniste
    • 30+
    • bardziej
    • bazgrolki
    • blues ;)
    • codziejnik
    • grainne
    • jezynowa polAnka
    • mru
    • nikolka
    • pierwsza klasa
    • serduchowy blog #2
    • tatarak
    • zakamarki...
    • zakladka
    • zimno
  • sklepiki
    • bizuteria
  • strawa duchowa
    • Bible
    • Biblia
    • czytania
    • od Biedronki...
  • strawa fizyczna
    • ciacha :)
  • tematyczne
    • czerwone
    • spisy postaci

Kategoria

Marudzone, strona 1

< 1 2 3 >

ech tam takie...

zastoj jakis czy cos...

aktualnie na tapecie przeziebienia sa... ech szkoda slow...

oraz ja-wredna matka. tez szkoda slow... a wredna byc musze skoro skora mi cierpnie na sama mysl ze wakacje tuz-tuz... :(

ech...

na pocieszenie (moje pocieszenie, bo to ja sie do dooopy czuje :( ) cos ladnego. o.

24 maja 2010   Komentarze (7)
marudzone  

no to gramy? :)

nasza klasa to ponoc mniej lub bardziej udana kopia (eee?) facebooka... ponoc, bo ja sie na tym nie znam. osobiscie lubie nk, osobiscie lubie facebooka. powod? ano taki ze odswiezyly mi sie rozmaite kontakty miedzyludzkie. oraz - tak bardziej prywatnie - okazalo sie ze z osobami z ktorymi kiedys kontakt byl luuuuuzny bardzo zeby nie powiedziec zaden - mozna calkiem fajnie sobei poGGadac. lub poNKTALKowac. lub facebook-o-czatowac :) serio mowiac - odnalazlam starych znajomych, w tym kolezanke z przedszkola hihihi :) no ale ja zawsze bylam ciekawa tego co ludziska teraz robia, jak wyrosli, i tak dalej wiec nie ma co sie dziwic. ale mniejsza o to. juz przechodze do sedna. otoz razu pewnego kolezanka moja ze tak powiem "pielgrzymkowa" ;) pyta: a na facebooku tez jestes? -no jestem-odpowiadam. -a w farme grasz? -???... no ups. no jaka ja niedouczona?  ;) a wiec czem predzej polecialam nadrabiac niedopatrzenia :) hihi. no i wsiaklam kompletnie. farmville, petville, zoo costam, country life, happy farm, happy island... wymieniac dalej?? :) dogladam wszystkeigo, wnerwiam sie jak mi truskawki zdychaja (bo nie przylecialam do kompa na czas zeby zebrac :P hihihi). no taka schiza wiem wiem. :) ale czy ja kiedys mowilam zem nie wariatka??? :) no wlasnie. :)

co do zdrowia...  nie bede sie wyrazac. albo sie wyraze. o. dooopa. tzn niekoniecznie i nie do konca moze... bo owszem, mnie sie wrocilo dzis rano to co bylo wczoraj, Mniejszy zwymiotowal o 4 rano tym razem, nie o polnocy, a Wieksza zadnych oznak "wkurzonego zoladka" nie posiada... no to 2:1 mamy poki co tak? no. to buziak. bedzie dobrze? mozliwe. jutro czekaja mnie nerwy :/ trzymac kciuki. nie powiem o co i na co. ale trzymac!

23 marca 2010   Komentarze (8)
refleksyjne   marudzone  

gadu gadu gadka...

no tak, olimpiada sie skonczyla to nie ma o czym gadac? :) nie do konca. otoz ostatniemi czasy jestem (a przynajmniej udaje ;) ale dobrze mi to udawanie idzie hihihi) zapracowana kobita :) jedyny relaksik to godzinka rankiem ze sniadankiem i serialem (z DVD odtwarzanym ;) "The Cosby Show". aktualnie moj number one, zdetronizowal Friendsow ;)

otoz ostatnie dwa dni spedzilam na stojaco w dloni dzierzac orez w postaci zelazka (ze zelazko moze byc niezla bronia wiem na pewno, uwierzylam Guciowi z "Tajemnicy"-wiadomej Autorki ;) ). wyprasowalam WSZYSTKIE koszule jakie maz posiadal. z dlugim rekawem. oraz ze 6 par portek mezowskich, jedne portki synowskie, 3 pary portek wlasnych, jedna wlasna bluzke i 3 koszule synowskie. oraz ilestam koszul mezowskich z krotkim rekawem. oraz 4 duze i 3 mniejsze obrusy. ufff. dzisiaj i jutro czeka mnie porzadkowanie domu, jakoze na sobote sie zapowiedzial szwagier z cora, przy czym szwagier bedzie pomagal Bratu Swemu (czyli MS :) zeby nie bylo niedomowien;)) w ciezkich pracach remontowych ;) a cora jego zdaje sie zostanie na 3 dni. ha! w zwiazku z tym - czeka mnie sprzatanie...

 

wczoraj z glupia frant o gdzinie 22, postanowilam wyprobowac przepis na „banana bread" ktory mi wpadl w lape... byl tak absurdalnie prosty, wrecz smieszny ze nie mial prawa sie udac.. .a  tu taka siupryza:

banana bread2

zeby bylo smieszniej - zapomnialam dodac cukru.. .a i tak niebo w gebie!!!

 

tymczasem pojechalam na zakupy, wrocilam z mnostwem potrzebnych rzeczy (ja NIGDY nie kupuje niepotrzebnych, nieprawdaz :P) oraz kubkiem darmowej kawy. no bo jak daja to brac tak??? :) ze slynnych "Golden Arches" jak zwyklismy nazywac ostatnimi czasy (no od ponad roku... ;) ) poczciwego McDonaldsa ;) no to chlusniem ;) zdrowko! :)

04 marca 2010   Komentarze (12)
codzienne   zdjecia   marudzone   jadalne  

sie uzewnetrzniam duchowo. uprzedzam zeby...

...poszlismy do kosciola na Msze niedzielna. dzisiaj, bo jutro mamy dzien rozjazdowy. uslyszlam znany mi kawalek Ewangelii o Weselu w Kanie. homilia ksiedza dotyczyla jednak nie tylko samego wesela jako takiego ale wiecej o malzenstwie. o problemach malzenskich jakie ludzi dotykac moga... wreszcie o wspolnej malzenskiej modlitwie jako sposobie na umocnienie malzenstwa...

... po Komunii Sw. sie po prostu poryczalam... przytulilam sie do ramienia MS... przepelnilo mnie tak blogie szczescie ze na serio myslalam ze wybuchnie ;) serce znaczy...

... bo uswiadomilam sobie ze to wszystko, o czym ksiadz mowil, to prawda... mowil ze malzenstwa po pewnym czasie sie moga rozpadac bo ludzie sie zmieniaja, bo po 10 latach ten on i ta ona to juz sa zupelnie inni ludzie. i ze czesto slyszy slowa - "Father, somehow we grew apart..." (nie wiem jak to przetlumaczyc... chodzi o to ze ciagle sie czlowiek rozwija i "rosnie" jakby duchowo, no i sie zdarza ze malzenstwo im bardziej sie rozwija tym bardziej sie od siebie oddala ) a on wtedy sobie mysli: "then why don't you grow together?"

... mowil o tym ze malzenstwo nie jest latwe, dwa swiaty odrebne nagle sie maja stac jednym... sciera sie wszystko i na kazdym kroku...

... wiec jak tak sobie uswiadomilam to wszystko, ze tak sie dzieje, ze przeciez to prawda jest... to mnie tak strzelilo, ze my wlasnie dorastamy razem... ze rozmawiamy bardzo duzo... ze kazda jedna najmniejsza blahostke omawiamy razem... ze kazde rozstanie na dluzej niz kilka godzin boli, i to jest bol fizycznie odczuwalny...

... i nie mialam zadnych problemow z modlitwa dziekczynna po Komunii... :)))

17 stycznia 2010   Komentarze (8)
refleksyjne   marudzone  

bo to sie czasem zdarza...

...ze nauczyciel fajny jest :) Synalowa Mrs. D. wlasnie jest. fajna znaczy. w mordke, i to nie tylko dla dzieci ale i dla rodzicow :) dla dzieci (tych maluchow, najmniejszych w szkole) jest ciepla, serdeczna, radosna, usmiechnieta, zyczliwa... jak cos im tlumaczy to zniza sie do poziomu dzieciakow (tzn. fizycznie sie zniza - do przysiadu albo sie w pol zgina :) ). mowi spokojnym stanowczym glosem, w ktorym slychac ten usmiech :) rzadko kiedy dzieci maja tzw. time out (cos w rodzaju "postawienia do kata").

a dla rodzicow?? ha. taka sytuacja: pomieszaly mi sie zamowienia na ksiazki (taki klub ksiazkowy w ktorym szkola jest i umozliwia to zamawianie ksiazek rodzicom bez calego tego zobowiazania klubowego),  w efekcie zamowienie Mniejszego poszlo z Wieksza do szkoly i na odwrot. i co? ano i Mrs.D przyjela, Mrs.DP(nauczycielka Wiekszej) - odeslala do domu. wiec nastepnego dnia wysylam z Mniejszym juz prawidlowe zamowienie, z notka ze nie wiem co zrobic z tamtym? i ze jak trzeba to niech odesle do domu. po powrocie Mniejszego do domu okazalo sie ze nie przyniosl zadnego zamowienia. wiec dzwonie do Mrs.D z zapytaniem, a ona mi na to ze nie ma zadnego problemu bo ona przekazala to zamowienie dla Mrs.DP, i Mrs.DP powiedziala ze bedzie dzwonic w tej sprawie. wiec ja mowie ze dziekuje bardzo w takim razie, na co ona sie pyta czy te oba zamowienia chcemy realizowac? wiec mowie ze oczywiscie, ze tylko pomylilam plecaki. na co Mrs.D mowi: o, skoro tak to ja przekaze Mrs.DP zeby nie dzwonila tylko puscila zamowienie :)

nosz kurka. w jednej szkole dwie nauczycielki. i jedna zrobi wszystko zeby rodzicowi zycie ulatwic. druga... ekhem. no wlasnie...

na Walentynki Mniejszy zaniesie Mrs.D cos fajnego. jeszcze nie wiem co, ale cos wymysle. o.

11 stycznia 2010   Komentarze (5)
refleksyjne   marudzone  

najbardziej NIE lubie...

jak sie mnie ignoruje... i to obojetnie czy w realu czy wirtualnie... zupelnie nie chodzi o to by byc w centrum zainteresowania - tego nie lubie ogolnie. natomiast  jesli czym sie dziele w jakis sposob z kims - to jestem ciekawa reakcji. niech to nawet bedzie wzruszenie ramion. jeden usmieszek. cokolwiek. kropka. uraz jakis czy kompleks? licho go wie. trace ochote do jakiegokolwiek dzialania. no w morde, czy to jest poklepanie po pleckach czy kopniak w doope. wszystko jedno. reakcja. moge sie wnerwic, moge sie wkurzyc. ktos tez. reakcja. jakis taki ze mnie ludz jest, ktory potrzebuje interakcji (miedzy)ludzkiej... pfff.

no w morde to sie uzewnetrznilam tak?

schodzac na ziemie: wczoraj kupilam sobie dwie pary portek (typu sztruks), rozmiary rozmaite, jedne portki o rozmiarze ktorego w zasadzie jako zyje nie moglam na sie dopiac. ciekawostka taka...  drugie o rozmiar wieksze. te mniejsze - dopasowane sa. ale usiasc w nich moge bez ryzyka widowiska ;) jasny bez. czy tam kawa z mlekiem. a w zasadzie w proporcjach takich ze mleko z kawa. drugie - ciemny braz. dodatkowo sweterkogolfik. zracy bo ma angorke w sobie. no i co z tego. moze mnie nie zezre calkiem. to wszystko w ramach akcji: "schudlam i wszystko na mnie wisi :P ". poki co NA MNIE a nie MNIE.

musze stworzyc spiewnik koled. do wydrukowania. coby nie bylo znow tak, ze spiewamy tylko po jednej zwrotce na familijnym zjezdzie ;) wersje anglo zalatwilam ulgowo - lokalna gazetka wydala spiewniczki. wiec poszlam do punktu i ze tak powiem pobralam... wieksza ilosc. nikt mi po lapach nie trzasnal wiec ok. :) ale wersje PL trzeba samemu... moze jakas podpowiedz? jakies stronki z tekstami? takich najbardziej tradycyjnych...?

 

17 grudnia 2009   Komentarze (6)
refleksyjne   marudzone  

smecenia c.d.

...taka refleksja przed-Swiateczna... tym razem juz calkowicie "odsrodkowa" znaczy sie z glebi duszy ze tak powiem...

...odkad nie spedzam Swiat z Moimi Kochanymi, staralam sie zawsze zeby bylo podobnie. pierwsze Swieta tutaj - Wigilia w rodzinie MS-u jego brata, ktory tez ma zone z PL :). bylo cieplo, serdecznie, wcale nie sztucznie... tradycyjne pokarmy... ale... cala Wigilie spedzilam na hamowaniu lez... na polykaniu wszystkiego, na pilnowaniu zeby sie nie rozryczec nagle... bo o ile Bratowa by zrozumiala, o tyle Brat i ich dzieci juz niekoniecznie... kolejna Wigilia - u mojego Wujka... rodzina niby 100% polska... ech... tez niby cieplo i tez niby serdecznie... nie sztucznie... i potrawy niby tradycyjne... trzecia Wigilie spedzilismy w domu. razem z MS i Wieksza ktora wtedy miala kilka miesiecy... i wtedy sie we mnie cos przelamalo. zadnych wiecej Wigilii w wiekszym gronie... MS i dzieciaki. i wystarczy. czwarta Wigilia... ciagle mam wyrzuty sumienia ze nie tak, ze uszka nie takie, ze barszcz z torebki... az zrozumialam... piata Wigilia... zrozumialam ze ja nie moge probowac robic tak samo jak bylo z MOimi Kochanymi... bo ich tu nie ma... a mnie Tam nie ma... zrozumialam ze teraz moja kolej... ze owszem, czerpac z tego co bylo, ale mam tworzyc nowe... nasze wlasne...

...osma Wigilia, w zeszlym roku, chyba najbardziej zwariowana :) w niespelna 3 tygodnie po przeprowadzce, jeszcze z kartonami zapakowanymi walajacymi sie tu i owdzie... i wtedy to do mnie dotarlo... ze to nie do konca tak, ze trzeba miec dom na blysk, ze wszedzie musi sie rozchodzic cytrynowa won plynow czyszczacych... ze barszcz z torebki i uszka i pierogi ze sklepu tez moga byc :) ze najwazniejsze to ze mamy siebie, ze jest usmiech, ze szczescie, ze Milosc...

...i juz sie nie boje Wigilii... nie boje sie tego czy bede czy nie bede plakac, czy bede (a wiem ze bede) tesknic... bo teraz to nasze male Wigilie, kiedy tworzymy nasze male tradycje, tak, zeby nasze Grzdyle kiedys mialy te baze... mialy sie na czym oprzec... :)))

 

 

01 grudnia 2009   Komentarze (4)
refleksyjne   marudzone  

c.d. w tym samym kolorze :(

Ciagle blue. I tak mi zle tak mi zle tak mi szaro. I w ogole. Pff.

Niech dzieciaki przestana kaszlec... buuu...

:((((((

05 października 2009   Komentarze (4)
marudzone  

I'm so blueeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee......

i najgorsze to ze nie wiem dlaczego? Pfff.

Co do Mniejszego - reakcja byla cudowna... jak tylko zobaczyl pieska, zakrzyknal: "my Toffi!!" zlapal go, przytulil, wysciskal i.. zaprowadzil do reszty zwierzatek, zeby sie mogl pobawic z nimi. One maja faze (dzieci moje) teraz na udawanie dialogow miedzy zabawkami, wiec udalo mi sie uslyszec jak to Toffi glosem Mniejszego mowi do reszty (czyli do delfinka o imieniu Bluefish, swinki Oinky, tygryska Roary, i konika zwanego po prostu Horsie): "hi guys, I missed you sooo much!!"(czesc chlopaki, bardzo za wami tesknilem J ). Ech, moj kochany maluch no... i naprawde w nosie mam to czy ktos sobie pomysli ze no tak, rozpieszczasz  te grzdyle a potem sie dziwisz ze sa takie a nie inne. No i trudno. Rozpieszczam i juz.

... a co do mojego samopoczucia w kolorze blue... w morde... bo jakos mi tak L jesien za szybko przyszla czy ki czort... L

 

03 października 2009   Komentarze (4)
wydarzenia   marudzone  

takietamrozneroznosci...

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
* * * * * * * * * * * * * * *
* * * * * *
*

hehe. niniejszym i oficjalnie mamy w domu szczerbate dziecko :) ktore przy okazji jeszcze jest chore dodatkowo - kaszel, katar i lekka goraczka :/ pfffffff. Toothfairy oczywiscie nawiedzila Wieksza, zostawiajac stosownej wielkosci monete pod poduszka w zamian za slicznego mleczaka :) no dobra, niech bedzie ze on sliczny umownie jest - tak czy siak, mleczak poszedl i juz! :) zeby tylko jeszcze kaszel z przyleglosciami zechcial sobie pojsc :/
Mniejszy szczesliwy do przedszkola chodzi a ja nie moge przestac sie dziwic jak to lekko poszlo :) ech, pewnie nie pierwszy to i nie ostatni raz mnie moj Grzdyl zadziwil :)))

05 marca 2009   Komentarze (7)
codzienne   wydarzenia   marudzone  
< 1 2 3 >
Serducho | Blogi