a po nocy przychodzi dzien...
Jakby mi ktos mogl wytlumaczyc jak sie wstawia zdjecie tutaj, to bym wam pokazala jaki sliczny byl nasz drapaczek...
chyba jest mi juz troche lepiej...
wczoraj wieczorem patrzac na moja druga polowke zauwazylam ze jest smutny i ze mu sie oczy szkla... pytam co sie stalo. na poczatku nie chcial mi powiedziec, tlumaczac ze to mnie zasmuci. ale wymoglam. okazalo sie ze on byl smutny bo ... mial przed oczami umierajacego drapaka... i w glowie mu sie kolatalo pytanie dlaczego... dlaczego on odszedl... i czy czasem czegos zle nie zrobilismy... wiec wytlumaczylam mu ze nie. ze nic mu nie zrobilismy. ze to jakos tak musialo byc juz... i jeszcze troche innych rzeczy mu powiedzialam... i pomoglo. mi przede wszystkim...
poszlismy wczoraj do sklepu ze zwierzaczkami. pieski kotki itd. no i kroliczki... byly niektore takie puchate angorkowate. ale... nie jeszcze nie teraz. nie umialabym sie zdecydowac... zaden z nich nie byl ani w polowie tak slodki...
za to byly slodkie swinki morskie:) rozetkowe. takie kedzierzawe, ze kepki wloskow rosna w rozne strony. tylko bardzo strachliwe...
ciagle pusto jest w kuchni zwlaszcza w tym kaciku gdzie stala klatka. przenieslismy ja do piwnicy. umyta, wysuszona stopi tam i... nie wiem chyba czeka...
jakims pocieszeniem jest Wielki Wyjazd. dwa tygodnie i jeden dzien jeszcze. wczoraj mnie nie cieszylo. dzisiaj juz troche zaczyna:)