a w niedziele...
... otoz w niedziele bylo tak...
...i tak:
i jeszcze tak:
ech...... :)
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
... otoz w niedziele bylo tak...
...i tak:
i jeszcze tak:
ech...... :)
jestem detka. ide spac.
wyprasowalam jakies 12 koszul meskich, jedna chlopieca, jedna bluzke dziewczeca, dwie babskie, dwie pary spodni mezowskich, dwie pary dzieckowych, obrus na stol i 3 serwetki... i mam dosc...
a dzien pelen emocji byl... przed poludniem balam sie o MS bo byl na dachu (!!) - naprawial rynne... w morde jeza ja mam lek wysokosci i nawet jak to nie ja sie wdrapuje to mna trzepie... no nic, dobrze ze naprawil i juz jest...
po poludniu pojechalismy kupic Mniejszemu nowe sandalki bo mu nozka cos jakby urosla czy jak... hihhi.. w kazdym razie ze te co mial to juz sie mu jakby takie przyciasnawe zrobily..
i tak sobie minela sobota. zrobilam dwa wrzuty prania gdzies w miedzyczasie (jeszcze suszarka chodzi bo zapomnialam drugiego wrzutu wlozyc do niej...), jakis nibyobiad (bo czy parowki i bulki mozna nazwac obiadem??), pojechalismy do kosciola tez bo jutro planujemy wyjazd...
... a tak zachodzilo slonko w czwartek - gdy wracalam z zajec z Dance fitness :
:o)
hehe. no wiedzialam, wiedzialam. po cudownej nocy 6godzinnego nieprzerwanego snu - dostalam... co to wlasciwie bylo? no normalna noc. czyli problem z zasnieciem, w koncu ja zasnelam razem z Mniejszym, o 22:30 maz mnie zbudzil, ze zrobil herbatke i takietam (wiem ze sie nie powinno jesc o tej porze ale skoro ja wcale nie ide spac tom glodna!) wiec zeszlam na dol, o 23:30 Mniejszy juz zaczal koncert, przy czym nie wiem o co mu chodzi gdzies tak od tygodnia prawie co noc sie budzi miedzy 23:30 a 1:30 i zwykle marudzi przez okolo 1.5 -2 godziny... wczoraj juz do przesady, zerwal sie, oczy jak dawne 5zlotych (za czasow zuzi co miala oczy jak 5 zlotych) i krzyk. i dialog:
Ja: no co sie stalo Szkrabku? polozysz sie
Mniejszy:y - y (co w wolnym tlumaczeniu znaczy: nie)
Ja: chcesz pic?
M:y-y
Ja: moze pieluche zmienimy
M:y-y
/zmienilam tak czy inaczej/
Ja: moze chcesz pic?
M:y-y
/jak zobaczyl butelke z woda to zlapal i sie napil/
Ja: no daj butelke bo porozlewasz
M:y-y
Ja: no daj!
M:y-y!!!! buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!! (i sie zalal lzami)
zostawilam butelke, wstaje - ryk. klade sie z nim wiec - odpycha mnie. siadam. wyciagam rece do niego - y-y! ale sie przytulil. chwilka ciszy.
Ja: no to chodz sie polozymy
M:y-y
Ja: no chodz zobacz krecik tu jest
M:y-y
i tak dalej i tak dalej. w koncu zasnal... snem przerywanym co 10-15 minut. co wstalam - ryk. i tak do 2:30. kiedy zasnal do ok. 6:30. i ja naprawde mialam szczere checi wstac o tej 7 rano i dac Mojemu Szczesciu odespac troche, ale nie mialam sil rano, o tej 6:30 przydreptal Maluch do nas i bez pytania wdrapal sie na lozko pomiedzy mnie a MS :) slodki lobuz no. ja nie mam nic przeciwko temu. zeby tylko przez noc w koncu zaczal spac...
[napisalam sliczna notke. kolorowa i radosna. i co?? nie powiem, bo sie nie bede wyrazac. o. bialosc strony ktora sie pojawiala po wcisnieciu klawiszka dodaj - poraza. ech... sprobuje z siebie wykrzesac znowu te radosc, ktora powodowala pojawienie sie kolorkow w notce... w sumie moja wina. bylo sobie zapisac...]
--------------------------------------------------------------------------------
taz to szok! (jak mawiali Kargule i Pawlaki. a moze to nie oni?? hmmm...) normalnie w morde jeza!! musze ten doniosly fakt upamietnic notka, w calosci (no prawie) MU poswiecona!! uwaga uwaga!
ostatniej nocy spalam 6 godzin!!! jednym ciagiem!!! bez przerw i wstawania bo sie Ktores drze!!!! yeeeeeeeee yeeeeeeeee yeeeeeeeeee!!!!
ja nie jestem taka calkiem glupia i nie bede sobie glupio wyobrazac ze teraz to juz z gorki, ze moze w koncu zaczniemy spac w miare normalnie bo takie przespanie zdarzalo mi sie juz kilka razy, po czym po takiej cudnej wrecz nocy przychodzila nocka zwykla, z lazeniem do Grzdyla po 5-6 razy w okolicach godziny 1-3 w nocy. i konczyla sie moim spaniem w lozku Mniejszego, lub spaniem Mniejszego w lozku nasyzm... NIEMNIEJ JEDNAK...
6 godzin! slownie: SZESC!!!
yeeeeeee yeeeeeeeeee yeeeeeeeeeah!
... najblizszego wariatkowa???? jeszcze troche i chyba przyjdzie mi kupic bilet. w jedna strone. ile razy juz powtarzalam ze jestem wyrodna matka$1 przynajmniej we wlasnych oczach$2 ze sto$3 no to i sto pierwszy powtorze: jestem wyrodna matka... uczciwie nalezy dodac - dzieciaki mi w tym byciu wydatnie pomagaja... i zdaje sie ze brak pracy. a raczej bezzasadnosc jej poszukiwania (doplacac do tego interesu nas nie stac...). no ale do rzeczy. od trzech dni bodajze - Grzdyle wyprowadzaja mnei z rownowagi. dokumentnie i systematycznie. metodycznie wrecz. (sie zastanawiam chwilami ze moze one wiedza co robia$4 matka pojedzie do domu wariatow to moze bedzie ktos kto im na wszystko pozwoli$5) cale szczescie ze we wtorek wyszlam wieczorem na swoj "low impact w/Pilates" - odetchnelam przez chwilke przynajmniej... wczoraj zakupy wieczorne - tez oddech zlapalam... a dzisiaj$6 Wieksza pyskuje i nie slucha. a Mniejszy... ja naprawde nie wiem KIEDY on przestanie wychlapywac wode z TAKZWANEGO kubka-niekapka$7 naprawde - czekam juz na to jego zmadrzenie od momentu kiedy zaczal z takiego kubka pic, a wiec juz ponad rok!! i nic!!! dzisiaj - schodze na dol bo cos podejrzanie cicho bylo... i cala kanapa w herbatce.... na litosc... KIEDY on to zdazyl wychlapac???????????
... no wiec sie dre. dre sie i dre i chwilami mam wrazenie ze jeszcze troche a oszaleje od samego darcia sie... proste sie wydaje: no to sie przestan drzec. taaa.... tylko ze ja nie umiem. nie umiem siedziec cicho gdy mnie jasny... trafia... no nie umiem!
zdjecie wtorkowej "kreski" - nie najszczesliwsze bo komorka podczas jazdy:
kreska subtelna akurat wyszla, natomaist zachwyca mnie takie niebo...
a tu zdjecie czwartkowego zachodu slonca (tydzien temu) - cykane rowniez przy okazji powrotu z cwiczen :)
jakis ten dzien do kitu jest. nerwy mnie ponoszaw morde jeza o. a juz mi bylo tak fajnie... no ale nic to. wczoraj Low impact/Pilates - fajna sprawa, bedzie mi brakowalo jak mi sie nie uda zapisac na nastepna serie... a wracajac wpadlam w jakis taki melancholijny nastroj...
slonce zachodzilo
czerwonym paskiem
wybitym w szarych klebach chmur...
niczym wstega zdawalo sie opasywac niebo...
rzucajac ostatnie spojrzenie
nim ksiezyc przejmie wladze nad ziemia
muskalo czerwienia rozowiac chmury na calym niebosklonie....
...a serducho co? no oczywiscie jadac za kolkiem cyka zdjecia komorka... ech... jak sie ma swira to na calej linii jednak...
...mam taka jedna wytrwala "lelije" co od 5 lat bodajze zakwita mi co roku... cebulek poczatkowo bylo wiele, ale tylko ta jedna sie ostala - oparla sie swinowatym wiewiorom. i tak mi sie wdzieczy co roku... a pachnie......
bo co ja mam w tem tytule? kilka zdjec? refleksje weekendowe? eeee tam...
wczoraj bylismy bowiem na imprezie (to brzmi dumnie...) urodzinowej bratanka MS. u mojej "ulubionej" bratowej zreszta... ale to szczegol. otoz ja sie naprawde zastanawiam czy to juz tak zawsze bedzie? i czy moze to jest wlasciwie sposob na nia... otoz zauwazylam ze jak sie nastawiam na wojne (tzn na to ze z jej strony beda dasy, ataki, itepe) to jest wszystko w porzadku a T tryska humorem i zyczliwoscia... tak tez bylo i wczoraj. nastawilam sie ze bedzie zle - bo przeciez na imprezie urodzinowej MS bylo ok, to dwie imprezy pod rzad by bylo ok??? - a tymczasem ha! calkiem milo i przyjemnie :) nawet bylismy moczyc nogi w jeziorze...
dzieciaki sie wyszalaly... szkoda tylko ze to sie nie przeklada na dobry i spokojny sen... ech... znowu do 3:30 kursowalam od jednego krzykacza do drugiego...
a powrot to byl taki o...
... na autostradzie... musze przyznac ze troszke mnie ruszylo... mam nadzieje ze ludzie zdazyli uciec...