bylo tak...
Mniejszy i Wieksza bardzo
lubia zabierac jakas zabawke ze soba gdy jedziemy np. na zakupy. ja zawsze
protestowalam. Wieksza zgubila w ten sposob juz kilka zabawek... no ale MS ma
miekkie serce - niech bedzie. no i oczywiscie w niedziele, zakupy w jednym ze
sklepow, i Mniejszy zgubil pieska... przeszukalismy wszystkie miejsca ktorymi
szlismy - kamien w wode. Mniejszy wydawalo sie ze sie nie przejal... do czasu,
kiedy weszlismy do domu i okazalo sie ze i tam pieska nie ma... nos na kwinte,
oczka smutne, chodzi i mowi:juz nigdy takiego pieska nie bede mial... Mama a
moze Sw.Mikolaj go znajdzie i mi przyniesie?? biedny Toffi...
i tak dalej w ten desen... a mnie sie serce kraje... bo wiem ze on wcale tak
celowo nie robi, nie bierze mnie na litosc zebym mu drugie cos kupila, tylko po
prostu tak przezywa... no i szukam w sklepach takiego pieska, kurka poki co z
zerowym rezultatem niestety :/
i taka refleksja do mnie przyszla: jak by to byla Wieksza to juz bysmy mieli
kilka wybuchow histerii, placz, krzyk, i tak dalej i tak dalej... dwoje dzieci
od tych samych rodzicow, tak samo wychowywanych.... a tak bardzo roznych...
update: znalazlam! kupilam! ucharakteryzowalam i ciekawam bardzo reakcji Mniejszego... ;)