poswiatecznie...
Wigilia byla cudna. prawie zdazylam - hihihi:) usiedlismy do wieczerzy ok 19. Oliwka skubnela wszytkiego, posmakowala jej ryba po grecku:) no nam tez. wymietlismy wszystko z talerzy... uszka wlasnej roboty smakowaly nieziemsko z... barszczem z torebki:) pierogi z kapusta i grzybami... rybka w dwoch postaciach - z piekarnika i po grecku - udaly sie tez znakomicie:) kutia - miodzio. i to doslownie, bo w tym roku wcale cukru nie uzywalam:) do tego chleb - i prosze, 7 potraw jak w morde strzelil:)
Oliwka troszke juz zmeczona otwierala prezenty - pobawila sie chwilenke i poszla spac.
pierwszy dzien swiat pomine milczeniem. mial byc rodzinny... a zawsze w rodzinie znajdzie sie zatruwacz atmosfery...
nocleg miedzy pierwszym a drugim dniem swiat do udanych wcale zaliczyc nie moge - Oliwka wcale nie chciala spac (spalismy u tescia) - plakala, dopiero nad ranem wzielam ja do lozka, Moje Szczescie sie przeprowadzilo do innego pokoju, i 3 godzinki snu...
drugi dzien swiat - ktorego tutaj praktycznie nie ma. teoretycznie tez go nie ma. bardzo milo spedzony jednakze, z rodzinka.
Oliwka zrobila nam cudny prezent na Boze Narodzenie i... zaczela chodzic. nie moge powiedziec by to byly pierwsze kroki - bo te juz zrobila na poczatku grudnia, ale wtedy to bylo takie 3 kroczki od kanapy do krzesla. a teraz sobie na dobre spaceruje wszedzie! a co!!!:)))