tylko dla pan. a co! :)
hehehe :)
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
hehehe :)
no. humer do d... tentegono. do niczego. o.
weekend wspanialy acz meczacy. festiwal kultur, pawilony z roznych krajow, na 23 pawilony odwiedzilismy 21. chorwacki i gujanski (jesli jest takie slowo) nam zostal. moze za rok. w sumie 11 godzin, 21 pawilonow... a byly w roznych miejscach, trzeba bylo podojezdzac.. to nam wyszlo ze co? prawie 2 pawilony na godzine :)
bardzo zadowolona jestem, w filipinskim kupilam sobie skladany kapelusik :)
na Dzien Matki moja cora zrobila laurke na poniedzialkowych zajeciach...
prawda ze sliczna ? :) musze sie przyznac ze bralam ja niechetnie bardzo, bo Wieksza ma w zwyczaju dac cos komus tylko po to zeby ten ktos jej zaraz to cos oddal... a laurka mi sie bardzo podobala. ale nie - tym razem albo zapomniala albo rozumiala ze to bylo dla mnie i nie odebrala:) tym bardziej sie ciesze :)))
wczoraj dzwonilam do Mojej Ciotki, z racji tej ze do niej z wizyta przyjechala Moja Matka Chrzestna. i umowieni bylismy tak, ze ja biore Moja Matke Chrzestna na kilka dni do siebie. sie okazalo ze maja inne plany. a mnie przeciez wszystko jedno bo i tak w domu siedze tak? no. trafilo mnie. oraz zrobilo mi sie bardzo przykro :( no bo jak tak mozna... jak ja siedze w domu to nie mam prawa miec wlasnych planow??? ja juz mam dosc bycia popychadlem, dowiadywania sie wszystkiego na koncu, bycia pomijana w rozmaitych sytuacjach... piate kolo u wozu jest bardziej potrzebne niz ja...
wieczorem dzwoni Moja Matka Chrzestna i mowi ze w przyszly poniedzialek do mnie NA PEWNO przyjedzie. troszke mi humor poprawila tym telefonem. przynajmniej ona resztke przyzwoitosci zachowala...
a za oknem ladne sloneczko, lekki wiaterek... trzeba poprac reczniki :)
wczoraj Wazne Wydarzenie... pierwsze postrzyzyny Mniejszego. zniosl dzielnie bo pani go przekupila lizakiem (a moje dzieciaki lizakow w zasadzie nie dostaja wcale :o) ), tylko nie chcial pozwolic sciac wloskow za uszami i na karku :) ale sie udalo i teraz sie nie moge przyzwyczaic do jego krociutkiej blond czuprynki :)
dzisiaj Mniejszy sobie obtarl piety. do krwi. biedulek... bylo tak goraco ze na spacerek zabralam dzieciaki w samych sandalkach. sama tez mialam klapki bez skarpet... no i mnie nic, Wiekszej nic, a Mniejszy... ech szkoda gadac. wkurzylam sie na buty, bo zapietki mialy takie bez sensu, co dopiero mi sie rzucilo po oczach jak juz piety starte byly :( a taki dzielny uparciuszek z niego - co rusz to bralam go na rece zeby mu ulzyc troche, ale gdzie tam, wyrywal sie, wiec stawialam go na ziemi a ten biegl troszke potem zwalnial jakby zdziwiony czemu mu nozki biec nie pozwalaja :((
Wieksza przezywa spozniony okres buntu trzylatka, czy ki czort. potrafi byc taka grzeczna i dobra ze sie ludzie pytaja skad my tak dobrze wychowana dziewczynke wytrzasnelismy. a potrafi byc taka ze ... szkoda gadac. dzisiaj na zakupach wpadla w szal i histerie bo nie chcielismy jej kupic malych zabaweczek z automatu... no matko jedyna, ma tego goowenka tyle, ze szkoda gadac, ale nie - ona chce wiecej. wiec sie zaparlismy ze nie i nie i koniec. o. no wiec sie wyrywala, szarpala, piszczala, darla, wierzgala i co tam jeszcze. ludzie sie patrzyli na nas jak na UFO. taaaa... dlaczego moje dzieci musza posiadac te wszystkie cechy ktorych ja ogolnie u dzieciakow niecierpie????
uff... to tak dla rownowagi troszke czegos ladniejszego:) /no i oczywiscie klikac w celu powiekszenia.../
spacerek poniedzialkowy... labedzie maja gniazdo pod bardzo ruchliwym mostem... ze tez tam akurat im wygodnie??
takie cosie zakwitlo... drzewo to bylo...
:o)
z okna - widok ten sam w zasadzie ale...
miasteczko...
normalnie od neta odwyklam czy cos? szok. a tak serio - te wakacje nas w zasadzie zmeczyly bardziej niz zrelaksowaly, ale to inny rodzaj zmeczenia, raczej z tych, ktore sie potem milo wspomina :)
w olbrzymim skrocie i na goraco:
mieszkalismy sobie w luksusach - dwa "apartamenty" z sypialnia, lazienka, living-roomem i kuchnia kazde, polaczone drzwiami (mielismy miec 2 sypialnie ale akurat nie mieli no to nam tak dali...), widoczek z okna na jezioro i las - sliczny :), miasteczko w zasadzie w gorach acz niskich raczej, zima kroluja tam narty. latem -plaze i jeziora. okolice sliczne, takiej ilosci lasow to w zyciu nie widzialam w jednym kawalku.
dwa wypady do M. - miasto wielkie, ale wcale mi do gustu nie przypadlo. wielkie potezne i piekne na pewno. ale ... jak WArszawa - wszystko od wszystkiego daleko... bloki ze schodami na zewnatrz. ja dziekuje pieknie, na pierwsze pietro moze i tak bym wlazla ale na 2 i 3 - wykluczone. krecone metalowe schody. brrr.
okoliczne miasteczka - bardzo ladne. restauracyjki - jakie by nie byly malenkie - niesamowicie zadbane. szyldy na zewnatrz - cudenka, pozlacane literki itepe itede. odnowione i odrestaurowane stare stacyjki kolejowe... w innym miasteczku Kalwaria... do Zebrzydowskiej jej daleko, ale... no wlasnie. cos w sobie mialo miejsce... porosniete fiolkami i dzikimi poziomkami...
w innym miejscu - pol miasteczka wybudowane przez jedna firme wypoczynkowa. kolorowo, wesolo, wyciag narciarski wyrusza spod czegos ratuszopodobnego. nieczynny oczywiscie :)
kominek to dosc fajna sprawa - dostalismy dwa kawalki takie specjalne do spalenia - to nie drewno bylo, bo drewna nie wolno, ale takie cos co bezpiecznie sie spala i nie zaczadza kominow :) - ogien z tego byl prawdziwy, nie udawany :) Mniejszy sie patrzyl jak zaczarowany :)
w M. poszlismy do takiego czegos gdzie byly zwierzatka. nie zoo. to takie zadaszone bylo. 5 razy sie zmienialo klimat przechodzac z pomieszczenia do pomieszczenia. Wieksza ze wszystkich zwierzatek obecnych tam chciala zobaczyc kaczki... no to zobaczyla. i jak nurkuja i jak plywaja i jak laduja w wodzie :) Mnieszego oczarowaly pingwiny, zwlaszcza jak jeden podplynal tak calkiem calkiem bliziutko (one byly jakby w wielkim akwarium) - narobil pisku tak ze wycieczke szkolna uciszyl :) (Mniejszy nie pingwin oczywiscie!)
i tak dalej i tak dalej... dlugo by pisac:) ale trzeba bylo wracac. wracalismy troszke bardziej okrezna droga bo chcialam zobaczyc O. i tutaj mnie spotkalo bardzo pozytywne zaskoczenie - budynki parlamentu, pomniki ku pamieci rozmaitych wojen... wszystko olbrzymie i naprawde robiace wrazenie... do tego trafilismy na festiwal tulipanow :) slicznosci. napatrzylam sie. na naturalne i na sztuczne tez :)
do domu dotarlismy o 23:30 w piatek jeszcze :) od t ego czasu probujemy ogarnac dom i odpoczac troszke. stad brak notek :)
aha, oczywiscie zdjec narobilam jakas potworna ilosc (okolo 800) - cos na pewno wrzuce :) ale nie mam pojecia kiedy. za duzo tego zeby latwo bylo cos wybrac :)
no. to tak. w skrocie. poki co :)
ze tak powiem...
powiedzmy ze sie spakowalismy. a jak czegos zapomnialam to na bezludna wyspe nie jedziemy. w morde no!!!
(zebysmy sie tylko w samochod zaladowali....)
pa!
- Mama I want the glowa!!! -zawolala Wieksza gdy wyjelam z lodowki czekoladowego krolika jeszcze z Wielkanocy... no to ladnie. co by bylo jakby Lucky sie dowiedzial?? :)
jutro jedziemy. dosc daleko. praktycznie caly dzien w samochodzie nas czeka. byloby krocej ale z Grzdylami planujemy przystanki co 2-3 godziny. niecierpie pakowania. zaczynam teraz rozumiec Moja Mame - ona zawsze sie bardzo denerwowala przed kazdym wyjazdem. MS nie wzial dzisiejszego dnia wolnego, wiec w ogole nie wiem jak sie spakujemy. a jutro najpozniej o 9 rano wyjazd.
moze nie zwariuje?
powrot 18 maja... :)
[bo ilez mozna o niewyspaniu...]
od zawsze moim ulubionym drzewem jest brzoza. jest to jedyne chyba drzewo ktore uwielbiam bez wzgledu na pore roku. wiosna - farfocle i maciupenkie listeczki, skrza sie w wiosennym slonku, zwlaszcza przy malym nawet wietrzyku... lato - soczysta zielen, uosobienie gracji :) jesien - przepiekny zolty kolor lisci... zima - cudna srebrzysta szarosc pnia... pamietam za czasow liceum, z moja rownie zakrecona kumpela lazilysmy z tomikami poezji ks.Twardowskiego po parku... i ni z tego ni z owego kazda z nasz przytulila sie do drzewa... moje - malenkie cienkie drzewko brzozy. jej - wielki rozlozysty dab... :)
dlaczego ja o tej brzozie? dzis ucielismy sobie z Mniejszym poltorejgodzinny spacerek (wiekszosc czasu w wozku sobie hrabia zyczyl) i spotkalismy kilka brzoz wlasnie... przechodzilam chodnikiem obok trawnikow i rabatek kwiatowych przed "ludzkimi domami" i marudzilam sama do siebie. bo ja na ten przyklad chcialabym krzak forsycji, ze dwie magnolie i trzy brzozy... do tego rabatke kwiatkow tak skomponowana zeby ciagle cos mi kwitlo... to wlasnie aktualnie jest moj "problem" - hiacynty przekwitaja, irysy i tulipanki miniaturowe juz przekwitly... a takie tam rozmaite co slicznie kwitna zakwitna dopiero w lipcu-sierpniu... a czerwiec??? ech... no ale mam tyle miejsca ile mam, a roza wariatka slicznie wypuscila listki, tylko patrzec a beda paki i jak zacznie kwitnac to skonczy w listopadzie o! :)
chyba trzeba rzucic watek spaniowy w czorty bo mi zdominuje kazda notke... ostatnia noc odwrotna byla. tzn Mniejszy zbudzil sie raz okolo polnocy, pokwekal chwilke i dospal do 6:30. natomiast Wieksza o 1:30 przyszla i mowi ze ona sie chce bawic. taaa... powiedizalam jej zeby zrobila siusiu i szla spac bo jeszcze jest noc. posluchala. o 2:30 budzi mnie krzyk: "can somebody come and wipe my bumbum?"/"czy ktos moze przyjsc i mi wytrzec pupe?". popatrzylam w strone spiacego Mojego Szczescia, chyba nawet wspomnialam cos o Wiekszej i ubikacji, ale uslyszalam tylko: "yhyyyyym" i poza tym zero reakcji, wiec zwloklam sie z lozka wytarlam tylek (choc wcale nie jestem pewna czy tam bylo co wycierac w ogole) i zaprowadzilam Wieksza do lozka. no. czyli zle nie bylo, ale w morde, jak sie Mniejszy budzi to Wieksza spi, a jak ten spi to czego ona wstaje?????
e, czepiam sie pewnie.
pogoda ladna, moze sie uda na spacerek alboco?
ide smazyc nalesniki :)