Joanna Szczepkowska 20-12-2002 10:00
Szopka
Jechałam już czwartą godzinę i cały czas za szybami samochodu widziałam białe płaszczyzny śniegu. Zaczęło mi się od tej bieli kręcić w głowie, dlatego w pierwszej chwili uznałam go za rodzaj śnieżnej fatamorgany. Zwolniłam trochę, ale po jakimś czasie nie było już wątpliwości: po zaśnieżonym polu biegł anioł. Jego biała szata wtapiała się w kolor pól, ale skrzydła odcinały się wyraźnie na tle nieba. Anioł pędził przez pole z zaciśniętymi pięściami, oglądał się za siebie, jakby go ktoś gonił. Zatrzymałam samochód oniemiała ze zdumienia. Na horyzoncie majaczyły jakieś domy i właśnie z tamtej strony po chwili nadciągnęło całe stado. Stado aniołów. Biegły w stronę pierwszego anioła, który podniósł białą koszulę, pokazując chude, dziecięce nogi - wreszcie znalazł się blisko mojego samochodu i zdyszany zawołał:
- Mogę wejść?
Otworzyłam drzwi, a on wpakował się do samochodu, co nie było łatwe ze względu na rozmiar skrzydeł. W lusterku zobaczyłam chłopięcą buzię.
- Jak ja ich dorwę, to zobaczą - powiedział, patrząc w stronę stada aniołów, które zwolniło wyraźnie i rozpierzchło się po polu.
- Co się stało? - zapytałam chłopca, który oglądał w lusterku siniaka pod lewym okiem.
- Szukają Pana Jezusa - powiedział, dotykając przedniego zęba, bo ruszał się niebezpiecznie. - Pan Jezus się zgubił. Myślą kretyni, że mi wypadł spod koszuli. A na co mi lalka sołtysa.
- Lalka sołtysa?
- Lalka Pauliny, córki sołtysa. Moim zdaniem ta lalka się w ogóle na Jezusa nie nadaje. Ale kto będzie z Pauliną dyskutował, jak ona jest Matką Boską - chłopak patrzył niespokojnie w stronę pola, gdzie stado aniołów zebrało się w małą grupkę. - A Paulina zresztą to taka Matka Boska jak mój wujek. Za gruba i fałszuje. Ale ksiądz nam powiedział, że sołtysowi zależy, a on mu nie może odmówić, bo sołtys jest lewica, a jakby ksiądz lewicy odmówił, to znaczy, że się miesza do polityki i dlatego Paulina jest Matką Boską, a nie moja siostra.
- A twoja siostra ładnie śpiewa?
- Jak anioł. I podobna. Ja zresztą też niestety mam słuch. Bo jakbym gorzej śpiewał, to bym grał Józefa. Fajnie ma - nic nie mówi, tylko stoi. Stasiek miał grać Józefa, ale jego matka chciała, żeby był aniołem, a jego matka pierogi robi i lepiej, żeby się nie obraziła, bo nie przyniesie pierogów na jasełka.
- To kto ukradł Pana Jezusa?
- Pewnie Tadek. Bo gra króla Murzyna i Paulina do niego powiedziała, że jest Żydem. A tata Staśka nie gada z sołtysem od pięciu lat i Stasiek powiedział, że nie będzie Paulinie dawał żadnej mirry, bo to córka złodzieja.
- Chłopak popatrzył przez szybę - to ja już pójdę na próbę. Późno się zrobiło.
- A nie boisz się tych aniołów?
- Boję się, ale jak się spóźnię na próbę, to moją siostrę jeszcze gorzej pobiją - patrzyłam, jak dołączył do stada aniołów i wszystkie razem pobiegły w stronę domów oprószonych śniegiem.
Późnym wieczorem wracałam tą samą drogą. Jakaś kobieta szła wolno skrajem szosy.
- Powieźć panią? - spytałam.
- Dziękuję, taka jestem najedzona, że ledwo idę. Z jasełek wracam. Pięknie było. Dzieciaki kolędy śpiewały, popłakaliśmy się jak te bobry. I stroje piękne, i choinka wielka taka.
- A Pan Jezus był?
- Nie. Zgubił się podobno. Pusta kołyska była. Ale kto by tam na to patrzył...