jutro...
Wszystkich Swietych...
wszystkie "znajome groby" bardzo bardzo daleko... nie pojde.
pojedziemy za to na tutejszy cmentarz... zapalimy na jakims zapomnianym grobie lampke... myslami odlece daleko...
... Babcia... najukochansza Babcia pod slonkiem. taka z tych co to zawsze maja landrynki... i cukierki czekoladowe... i takie gwiazdki jakby czekoladowe - to do strojenia ciast, ale babcia zawsze nam dawala bez ciasta:) ... z racji tuszy nie sadzala nas nigdy na kolanach, tylko.. wyzej - na brzuchu:))) i piekla najwspanialsze w swiecie buleczki z serem i cynamonem!
pamietam dzien kiedy sie dowiedzialam ze juz Babci z nami nie bedzie... bylam na obozie wedrownym - jak na ironie wlasnie w okolicy... przejezdzalismy pociagiem akurat przez wioske w ktorej mieszkala BAbcia... nawet wydawalo mi sie ze w furtce stala, tak jak ona zawsze... mialam wtedy 15 lat... przejechalismy... kilka dni pozniej, w drzewiach schroniska w ktorym akurat nocowalismy stanal Moj Tata. mial lzy w oczach mimo ze to jego Tesciowa a nie Matka. wiedzialam ze Cos sie stalo... Cos Bardzo Zlego... zawolal mnie - wyszlam z sali... mowi: pakuj sie jedziemy... a ja przerazona - co sie stalo? Tata: Babcia S. nie zyje...
nie pamietam jak sie spakowalam nie pamietam jak podnioslam plecak, pamietam ze akurat mialam w plecaku chleb dla calej grupy i chyba maslo. ktos przytomny je ode mnie zabral. powiedzialam dowidzenia. amok. nie wiem co sie dzialo. wsiadlam do samochodu, jeszcze byl Wujek z nami. lzy plynely mi same. cicho - bez szlochania. ciche lzy. pod Domem Babci Tata mowi: Coreczko, tylko staraj sie nie plakac teraz. niech cie Mama nie zobaczy taka placzaca, bo z Mama jest kiepsko... zobaczylam Mame... czy to ta sama kobieta? zgarbiona, slaniajaca sie na nogach, blada, z podkrazonymi oczyma. zrozumialam ze musze byc bardzo silna. nie plakalam.
weszlam do pokoju gdzie lezala Babcia. popatrzylam. nie, to nie ona. to nie moze byc ona, Moja Babcia sie usmiechala. Moja Babcia spiewala, Moja Babcia miala smiejace sie oczy. Moja Babcia...
w kosciele na pogrzebie znowu te lzy... stalam kolo Mojej Siostry, i obie nie moglysmy ich powstrzymac... nawet ich nie ocieralam chusteczka... obok stal Kuzyn. nie plakal juz. glowe schowal w ramiona... nikt sie nigdy nie dowiedzial co w Nim sie wtedy dzialo... byl bardzo blady...
cmentarz... to nie prawda, ze Babcie wlozyli tam do dolu... jej tam nie ma to niemozliwe..
wrocilismy do domu... nie pamietam juz gdzie i kiedy byla stypa... w domu zapewne.. wyszlismy przed dom - wszystkie dzieci. bawilismy sie jak zwykle. glosno i wesolo. jakby kazde z nas chcialo sobie i innym udowodnic ze.. to nieprawda...
ktores z naszych rodzicow wyszlo przed dom... nie tak glosno, Babcia dopiero zmarla... zamilklismy... spuscilismy glowy... jak im wytlumaczyc ze Babcia JEST? ze z kazdego kata tego domu do nas zaglada? i ze sie do nas usmiecha??? ... bawilismy sie jakby Babcia byla z nami - przed domem na lawce jak zawsze...
do dzis tego nie rozumiem, do dzis nie trafilo do mnie ze Babcia UMARLA. nie. ona po prostu znikla nagle, wyjechala. a Dom na zawsze chyba zostanie Domem Babci, mimo ze mieszka tam Wujek z cala rodzina...
a druga mysl, to Przyjaciel... Kleryk Seminarium Duchownego. Przyjaciel z ktorym wybawilam sie cudownie na stodniowce. nie mialam z kim pojsc. chlopak z ktorym zaczelam "chodzic" mieszkal 320km (ja zawsze bylam "na odleglosc, jakies takie szczescie?:) )ode mnie. jego stodniowka wypadala tego samego dnia. poprosilam Przyjaciela. "nie ma sprawy, wybawimy sie". i tak bylo. nawet przez sekunde nie bylam sama.
Przyjaciel ktory zawsze mial czas... ktory spacerowal w te i nazad na odcinku ok 100m, bo akurat mialam problem, i musiala sie komus wyzalic. Przyjaciel O Najwiekszym Sercu i Najszczerszym Usmiechu pod sloncem. on byl po prostu DOBRY.
i nie bylo mnie. wyjechalam na praktyki do B. telefon od Mamy: usiadz sobie dziecko. M nie zyje. a ja zaniemowilam najpierw, bo jak to? 23-letni chlopak nie zyje??? dlaczego? skad???
byla powodz we Wroclawiu. on juz wtedy w Seminarium. przyjmowal dary zywnosciowe, pakowal w ciezarowke i rozwozil. widzial co sie dzieje. pracowal tak kilka dni - nie spiac, malo jedzac. w koncu poszedl do Przelozonych: prosze o urlop. M, nie poradzimy sobie bez ciebie. Ale ja juz Naprawde jestem zmeczony... nie dam rady, przepraszam... dobrze, jedz. pojechal do domu rodzinnego... pierwsza rzecz jaka zrobil, wlaczyl TV, i tam ogladal relacje z powodzi... w nocy skonal. na rekach swego ojca. zawal... nie bylam nawet na pogrzebie...
wlasnie o tych dwoch Moich Zmarlych bede myslec...