brzoskwinka.
otoz wczorajszy dzien dla Oliwki byl dniem zapoczatkowania brzoskwinki... spotkala sie ona (brzoskwinka znaczy) z potwornym skrzywieniem, niemniej - zostala skonsumowana objetosc calej lyzeczki do herbaty! dzisiaj brzoskwinki dzien drugi - juz duzo mniejsze skrzywienia:)
a jak juz tak o jadlospisie Oliwki mowa - marchewka zmieszana z czymsis jest calkiem zjadliwa sie okazalo. np taka zupka na kurzym - za przeproszeniem - cycku, z ktorej wylawia sie kartofelka, marcheweczke, oraz przecedza troszke rosolku, nastepnie wszystko mieli sie w jakims mikserze na papke - calkiem calkiem i ochoczo znika w Oliwkowej "paszczy"... napawa to optymistycznie - ze moze zupka podobna wraz z tymze kurzym cyckiem (za przeproszeniem) zjadliwa rowniez sie okaze:)
a Tlusty Czwartek jakos przezylam. upieklam biszkopta z galaretka - oczywiscie poniewaz sie spieszylam bardzo powaznie (Oliwka sie walsnie zaczynala budzic, wiec chcialam zdazyc zanim sie zbudzi do reszty i zacznie plakac, wiedzac ze po prostu boi sie robota kuchennego*...) skaszanilam cosik w przepisie i zamiast 4 lyzek wody a szklanke cukru - dalam owszem szklanke cukru, ale i szklanke wody... po czym trzeba bylo dodac maki, no i calosc nie wyszla koncertowo.zjadliwe niemniej sie okazalo byc. kawalek owego biszkopta zjadlam i - o dziwo-nie poszkodzil!
dzisiaj na obiad ryz z jablkami - jedno z nielicznych dan ktore nie szkodza. jak na razie przynajmniej...
ech....
_____________
* jak byla jeszcze w brzuszku, w okolicach 6 miesiaca chcialam upiec placek, wlaczylam robota, a malenstwo malo mnie brzucha nie rozwalilo tak skoczylo!!!