za... i przeciw...???
troche mnie otrzezwil komentarz pod poprzednia notka... tzn przestalam sie uzalac nad soba. prawda jest taka, ze ciagle jestem silnie bardzo zwiazana z Moimi Rodzicami i Siostra... i brakuje mi ich i tyle... ale ostatnimi czasy robilam sobie takie rozliczenie: co mam - zyjac tu i teraz, a co prawdopodobnie mialabym zyjac w kraju...
TU I TERAZ:
* cudowny, kochajacy, opiekunczy i w ogole naj naj naj! Mezczyzna Mojego Zycia...
* cudowne, wspaniale, slodkie i przesliczne dzieciaki...
* "maly bialy domek..." i roze przed domkiem...
* spokojne zycie...
W KRAJU:
* praca: zrobilabym doktorat albo i nie... nie czulam tego tak naprawde, wstyd sie przyznac ale bylam asystentka na Wyzszej Uczelni tylko dlatego ze... sie zwolnilo miejsce i przy mnie dziewuszka ktora je zwalniala powiedziala o tym mojemu promotorowi...
* zycie uczuciowe... hmmm... jako ze mialam uklad z jednym takim ze jak do 30tki sie zadne z nas nie hajtnie we wlasnym zakresie to bierzemy slub... matko moja...
* 36mkw mieszkanka...
*...
4 lata temu podjelam decyzje - spakowalam zycie w dwie walizki i pojechalam za Moja Miloscia - Moim Szczesciem... i tego nie zaluje wcale...
a ze tesknie? ze boli? ... nie da sie wylaczyc uczuc...
[kwestia ze moze by zostac w kraju z M. w ogole nie miala racji bytu - M. nie zna jezyka, nie ma "byznesowej" smykalki :) poza tym - mentalosc ktora by mu nie pozwolila sie zaklimatyzowac... :)]