ach te koncowki... :o)
(chyba zaczne nosic ze soba notesik z olowkiem. bo co lepsze teksty mi gdzies umykaja!!!)
spacerek...
"mama, mama! patrz! birdie poszlel na tree*!!!"
eee... he?
a za chwilke...
"mama daj loncke, ludzi idom!" (to sie wzielo stad, ze jak idziemy na zakupy zdarzaja sie tlumy ludzi i nie chce potem z bielmem na oku ganiac i szukac mojego dziecka. lub nawolywac przez megafon!)
no, to juz prawie polszczyzna prawda??
a i tak dumna jestem. bo tak naprawde po polsku moge do niej mowic tylko wtedy gdy jestem z nia sama. nawet moja, polska czesc rodziny nie zawsze mowi do niej po polsku. i jak slysze jak sie przelacza na jezyk polski gdy jest ze mna w domu... to lezka mi sie w oku kreci.
"mama daj buleczka!" (ha. no czy ja zaprzeczam ze moje dzieci lubia jesc? zwlaszcza to co same chca?)
a tak poza tym, to dziecie moje bezblednie rozpoznaje ksztalty takie jak: trojkat, prostokat, kwadrat, kolo, owal, "diament" (czyli romb). wprawdzie po angielsku, ale fakt jest faktem!!!
-------------------
* ptaszek poszedl na drzewo. z tym poszlel, zrobilal, itepe to juz nie wiem jak walczyc:) generalnie zawsze Wieksza dodaje taka koncowke do czasownikow.. czyli jest : poszlel lub poszlal, zobilal, wylalal (z tym ze ja polskich czcionek nie mam, wiec to w ogole dziko wyglada...), itepe itede...