otoz postanowilam...
... ze sie nie dam. zadnym kurka smarom, kaszlom, kwikom i licho-wie-czemu-jeszcze. nie dam sie i koniec. nie zlamia mnie!!! i wlasnie ze nie bede sie zamartwiac! i poki co leje w gardlo Wiekszej syrop za syropem. ktorys ma pomoc. tak serio - po konstultacji ze znajoma pigula zaaplikowalam jej echinacee+bioaronC+syropek ktory przepisal doktorek przy okazji ostatniego kaszlu. i jeszcze psik do nosa. efekt? Wieksza nie jest przesadnie marudna, bawi sie normalnie i dzisiaj juz przekaszlala nie caly dzien, a ranek tylko i to nie do przesady. wiec w nosie mam i jutro wioze ja na gimnastyke. co sie moze stac? temperatury nie ma, smara sie w normie, kaszel ma ale nie do przesady. w domu jej nie utrzymam. wiec zapakuje w samochod i jadziem. i mam nadzieje ze nie zabladze, bo nie sa to tereny jakos przesadnie mi znane - wrecz przeciwnie, nie bylo nas tam jeszcze.
co do Mniejszego - calkiem przyzwoicie dochodzi do siebie, dzisiaj dzien bez syropku tylko echinacee dostal. i nie wiem nawet czy psiukalam mu w nos czy nie. zasmaral sie tylko jak beczal. wlasnie odkrylam ze - uwaga - idzie grzdylowi ok 8 zebow na raz. tzn 4 sa w dalszym stopniu zaawansowania niz pozostale 4 ale jednak ida wszystkie. koszmar, nikomu nie zycze. Mniejszy nie lubi gryzakow, wiec gryzie co popadnie. swoje paluchy, kanape, pudlo z zabawkami, mnie, pielusie-przytulaczke. cokolwiek. byle nie gryzak...ech...
...wiec podsumowujac - oglaszam wszem i wobec - jeszcze nie zwariowalam, ale juz nieduzo mi brak...