hustawka.
i bynajmniej nie o plac zabaw mi chodzi. obudzilam sie zmeczona. spalam w jakiejs dziwnej pozycji, skulona tak zeby Mniejszy mial wygodnie... od rana tlumacze wiec sobie: mysl pozytywnie, mysl pozytywnie, mysl pozytywnie. ok. wybralam sie z Grzdylami na spacerek. fajnie. wrocilismy prawie po godzinie. Mniejszy zasnal w wozku, wiec go delikatnie przenosze do lozka. udalo sie. Wieksza dostaje mleko i ... nie chce spac. no nic - ma w takim razie "quiet time". zeszlam na dol zjesc jaki lunch. w momencie przelkniecia ostatniego kesa - Mniejszy wlaczyl syrene. on musi miec jakis czujnik chyba czy ki czort. lece wiec na gore... no tak, zbudzil sie. w miedzyczasie okazalo sie ze Wieksza wcale nie zasnela... wrrr. Mniejszy pod pache, lece na dol zrobic mu mleko. przeciez gdybym go zostawila w lozku to momentalnie by zlazl i z syrena na ustach szukal mnie gdziekolwiek - poczynajac od pokoju Wiekszej... mleko, pielucha, klade sie z Mniejszym. nie ma mowy o spaniu. Wieksza sie odzywa, nie bedzie spac. w tym momencie dzwoni MS i pyta czemu mam taki glos... trafilo mnie momentalnie. i spytalam jaki mam miec skoro... i tu cala litania. chyba mu sie nie spodobalo. w pracy tez nie ma lekko... ale kurde zamiast powiedziec ze bedzie dobrze przeciez (ma to juz wyuczone - tak myslalam!) to chlodnym (powiedzmy) glosem mowi ze chcial mnie poinformowac o tym ze bedzie dzis dluzej pracowal. no tak. fajnie... wkurzylam sie - choc do konca nie wiem na kogo?? i za co?? (nadgodziny Mojego Szczescia zdarzaja sie przeciez wcale nie tak czesto... tylko ten zbieg okolicznosci... kazdego innego dnia - prosze bardzo... niestety - klopoty sie nie zapowiadaja z tygodniowym wyprzedzeniem...) i... chyba wbrew sobie - wzielam w lapke ksiazke nibykucharska taka dla rodzicow i dzieci, z prostymi przepisami. upieklam kokosanki i jakis placek orzechowy. placek wyglada troche podejrzanie, za to kokosanki - palce lizac:))) gdzies wmiedzyczasie zadzwonilam do Moich Kochanych - troche mi sie polepszylo. oczywiscie nie na dlugo - Mniejszy ma faze wyciagania lapek i wymuszania brania go na rece... plecy bola jak ciort.
potem zadzwonilam do Mojej Siostrzycy - bo juz czulam ze mnie znowu dolek lapie, Mniejszy sie drze z powodu i bez, Wieksza wariacji dostaje i piszczy... sie okazalo ze Siostrzyca miala goscia. no. to sobie pogadalam. ha ha ha. bardzo smieszne. poplakalam sobie ciutke i mi sie polepszylo. po czym sie okazalo ze MS bedzie POZNIEJ niz pozno. w zasadzie do tej chwili nie wiem kiedy przyjedzie...
reasumujac dzisiaj zaczelo sie od dola potem taki powiedzmy pagorek, potem dol, potem gora, potem poldolek, potem pagorek i teraz znowu dol. dziekuje za uwage. czekam na MS...