taka sobie... refleksja...
... kiedy Wszystkich Swietych stracilo swoj czar... kiedy to sie stalo... kiedy przestalo byc tym, czym zawsze bylo... chyba wraz ze smiercia Babci... mialam 15 lat... tyle to juz lat minelo... od tego czasu przestalismy tak co roku przyjezdzac do wioski ktora zawsze nazywam Moja Wsia:) ... ale jeszcze w sumie bylo... jeszcze pare lat.. sila rozpedu...
...a wczesniej zawsze przyjezdzalismy do Mojej Wsi... w domku w ktorym dorastala kiedys Moja Mama bylo nas bardzo duzo. jak najwczesniej sie dalo - zalezalo od urlopow, wolnych dni, itepe. bo jeszcze ostatnie uprzatniecia, jeszcze pozamiatac wokolo... Msza Sw. w kosciele. procesja na cmentarz. modlitwy nad kazdym rzedem grobow. zawsze znalazlam patyczek i probowalam go podpalic... czasem sie udawalo... i nie wiem jak to bylo, ze przewaznie w ten dzien bylo brzydko. czasami trzeba bylo zalozyc kozaki i zimowa kurtke...
wieczorami szlismy na cmentarz... biegalismy od grobu do grobu sprawdzajac czy wszystkie znicze sie swieca... czasem zapalalismy zniczyk na zapomnianym grobie... bo tak jakos... przykro...
maczalismy paluchy w wosku o rozmaitych kolorach i robilismy kapturki na palce. co odwazniejsi (zwykle chlopcy) robili sobie woskowa "rekawice". oj parzyli sobie przy tym lapy, parzyli...
...i bylo jakos tak... przytulnie na tym malym wiejskim cmentarzu... jakby ci wszyscy ktorzy tam byli pochowani, swietnie sie bawili patrzac na usmiechniete dzieciaki...
...z wiekiem maczanie paluchow w wosku poszlo w sina dal... pozostaly spacery... luna nad cmentarzem widoczna juz z daleka...
a czasami musielismy wracac juz nazajutrz wieczorem... rozgladalismy sie wtedy i rozpoznawalismy gdzie sa cmentarze... bo wlasnie te luny od zapalonych zniczy...
a dzis... dzis na tutejszych cmentarzach nawet znicze nie moga sie palic przez noc...w niedziele pojechalismy na grob Mamy Mojego Szczescia (ogolil sie przed wyjazdem "bo mnie Mama nie pozna...")... wial tak mocny wiatr, ze nie dalo sie zapalic znicza...