orzech...
do zgryzienia... mialam. troche go chyba nadgryzlam ostatnimi czasy... jeszcze moze nie rozlupalam do konca ale...
ostatnie strachy przybladly... troszke sie rozwidnilo w tem temacie... jeszcze moze nie radosc, ale taki polusmiech i westchnienie ulgi... dziekuje Wam za wszystkie usmiechy...
***
...chyba doszlam do sedna swoich ostatnich dolow... nie wiem dlaczego akurat w tym roku mnie tak podstepnie dopadly... co uspilo moja coroczna czujnosc???
tak Kochani, zbliza sie Boze Narodzenie... ktore przez ilestam lat mojego zycia bylo najradosniejszym swietem... a odkad nie ma mnie tam, gdzie sa Moi Kochani... no coz... staram sie nie przeplakac Wigilii... staram sie usmiechac...
ja nie potrafie wytworzyc sobie ... nam... NASZYCH zwyczajow i NASZYCH tradycji... to wszystko jakos nie tak... nie spiewamy koled... nie pachnie tak jak pachnialo zawsze... nie umiem... nie cieszy choinka... Malenki Jezus zepchniety gdzies daleko poza przepych dekoracji... schowal sie za pudlem z zabawka...
przychodzi mi do glowy, ze przeciez i dla Mojej Mamy tak kiedys musialo byc... ze choc nie wyjechala tysiace kilometrow, to Boze NArodzenie spedzalismy zwykle we czworke tylko... a wiec i Ona musiala kiedys zaczac tworzyc NASZA tradycje... cos co DLA MNIE jest od zawsze...DLA NIEJ bylo nowe i pewnie niepoukladane i nie takie, przez kilka poczatkowych lat...
pierwsze dwa lata spedzalismy Wigilie u kogos... powiedzialam: dosc. chce byc wtedy w domu... chce z Moim Szczesciem i Grzdylami tworzyc NASZA TRADYCJE. i tak wlasnie bedzie. ciagle jest nieporadnie i koslawo. ciagle niezorganizowana i zabiegana, zziajana. kto wie? moze za kilka lat w koncu powiem: tak wyglada NASZA Wigilia...
*
a teraz - wazne ze WIEM. ze to wlasnie dlatego te dolki ostatnio. wazne jest wiedziec. bo mozna sobie cos poukladac, wytlumaczyc. wziac sie w garsc...