do trzech razy sztuka czyli - jak pieklam...
kupilismy maszyne do
pieczenia chleba. bylo tak, ze to w zasadzie MS kupil. tzn on chcial o. no to
sie zgodzilam - czemu nie? pierwszy bochenek chleba powedrowal prosto do
zielonego kubla pod nazwa "kitchen waste" - nie nadawal sie do
niczego. no nic, pierwsze koty za ploty mysle sobie. pieke drugi - nie mialam
lnu i sezamu, wiec upieklam taki... wyrosl tak mocno ze musialam w piekarniku
dopiekac! ale w smaku wyszedl pyszny. no i dzisiaj...
chlebek migdalowo-rodzynkowo-cynamonowy.
poki co maz testowal (jeszcze cieply) i stwierdzil ze niebo w gebie :) hehe.
jak ja lubie takie jego reakcje :)))
oprocz chlebka upieklam dzis muffinki
czekoladowe. te znow przetestowane zostaly przez dzieciaki - zjadly do
ostatniego okruszka, wiec uwazam ze sukces :))
takie cos bardzo ciekawe zauwazylam...
odkad zaczelam to moje odchudzanie, wiecej pieke :) ciekawa zaleznosc... to
wszystko przez to ze nie chce zeby MS kupowal ciastka i slodkosci - a kupowalby
gdybym nie piekla... no to ja juz wole wiedziec co w tych
ciastkach/slodkosciach jest :))