poswiatecznie
pierwsza impreza
bozonarodzeniowo-urodzinowa w naszym domku odbyla sie :) bylo swietnie, mozliwe
ze dlatego ze wiadomej osoby nie bylo :) wszyscy zadowoleni (a przynajmniej tak
wygladali), usmiechnieci, i w ogole. obiad byl sukcesem - wszystkim smakowalo :)
bigosu zamrozilam jeszcze dwa wieksze i jeden mniejszy pojemniczek.
placki (orzechowo-jablkowy, dwie strucle z makiem i roznym nasyceniu orzechami
i migdalami ;) ) smakowaly. luzik. :)
mroz zlapal i trzyma i wcale mi
sie to nie podoba bo sniegu brak :/ o. z dzieciakami bym wyszla na dwor ale po
ciorta marznac bezsensownie? jakby snieg byl to by byla inna historia, a tak?
znow mam faze na malowanie
pazurow. tzn nie zebym jakies cudne miala i tak sie nimi bawila, wrecz
przeciwnie. malowanie wynika z prostej przyczyny (potrzeby?): jak maluje to nie
obgryzam :P i tak do dzis mialam pieknie bozonarodzeniowo wymalowane pazurki -
naprzemian zielony i czerwony :) (nie ze w paski tylko pazur czerwony-pazur
zielony. i tak w kolko - do wyczerpania... pazurow ;) )
dzieciaki opanowaly (mniej
wiecej) kolede "Przybiezeli do Betlejem" :) he. wyslalam Dziadkom
niech sie ciesza ;)
a tymczasem rok sie konczy... i
nie bede rozrachunku robic, o nie! :)