ostatnimi czasy glownie gorzka, czarna. tetley decaf. zaparzana przez gora 3 minutki. w jednym z moich ulubionych kubeczkow. zolty liptonowski z serduszkiem, bialo-niebieski z balwankami (tak naprawde to ten byl Mojego Szczescia... kupilam mu kiedys na Mikolaja, wypelnilam czekoladkami...), bialy z bockiem i zaba i napisem "kto ufa Panu-bezpieczny"...
a gorzka bo po owocowej mi niedobrze. stwierdzilam. ze zdziwieniem. bo za pierwszej ciazy, to wchodzily mi wszelakie owocowki.
jeszcze zielona z opuncja. koniecznie "teekane"(herbapol tez robi, ale fuj!). w czasie ostatniego Wielkiego Wyjazdu moja Siostra mnie nia "zarazila". teraz mi przysylaja, bo tutaj nie moge znalesc... zielona z opuncja parzona 5 minut.
prawie co wieczor siadamy z Moim Szczesciem na kanapie z kubkami goracej herbaty... przytuleni, tak jak sie da blisko, zeby herbaty nie wylac. Szkrab juz w lozeczku, zwykle smacznie spi... a my... usmiechnieci, zmeczeni dniem, pijemy herbate...
i nie oddam tych chwil nikomu, nie zamienie na nic w swiecie...