zassssssssss... markane walentynki???
no tak. ja naprawde bardzo lubie walentynki :) i nawet nie zrazaja mnie te serduszka i amorki wszedzie, i w ogole. uwazam to za mile, zwariowane i zakrecone swieto. i niech sobie takie bedzie jedno w roku a co! tyle innych dni jest, to i jeden taki niech sobie bedzie. tylko... no wlasnie. jak w tytule. moje beda tym razem zasmarkane i zamiast delikatnej woni perfum bedzie sie rozchodzic won olbas oil. (Moi Kochani wyslali mi ostatnio cala buteleczke... pomyslowi sa :o) )
z Grzdylami zrobilismy kartki walentynkowe dla Tatusia, teraz cala sztuka w tym zeby Wieksza nie wygadala sie, w co watpie, wiec trzeba bedzie zrobic jeszcze jeden "piece of art" zeby mogla spokojnie dzisiaj cos wreczyc Tatkowi :) bo dam sobie ... no bez przesady, glowe nie, ale paznokcie uciac, ze w momencie kiedy Tatus pojawi sie w drzwiach Wieksza powita go krzykiem: "I made a surprise for you Daddy!!" no. t oniech juz ma ten "surprise" i niech juz mu da :P
Mniejszy dla odmiany obrazil sie na mnie bo mu markery zabralam. a on wlasnie w kuchni podloge sobie upatrzyl i chcial wzorki tam poprawic... uchhhh!
a ja dzisiaj od rana w wisielczym i zasmarkano-zakichanym humorze... do godziny 13:45 dokladnie kiedy to odebralam telefon. hehe lagodnie powiedziane. akurat zasnelam sobie ogladajac "Cosby Show" i ze snu wyrywa mnie melodyjka. nie wiem co jest grane, zrywam sie na rowne nogi - aaaa, telefon. ok. panienka milym glosem zawiadamia ze wlasnie odebrala zamowienie na obiad dla rodziny takiej to a takiej, przy ulicy ( i tu nasz dokladny adres) zamowione przez M. dostarczony bedzie obiadek do domu na godzine 18:15 na jutro. i ze cena taka a taka, zaplacone karta kredytowa. no fajnie:) nie wiem czemu, ale zamiast sie zdenerwowac - bo dzieci spia, bylam zmeczona i zla i smutna i licho-wie-jaka-jeszcze - to sie zaczelam smiac i zadzwonilam do MS, opowiedzialam mu a ten: "no zboje, musieli zadzwonic?" :) no i humor mnie sie poprawil. mimo kataru.
a wczoraj u lekarza Mniejszy mnie zastrzelil dokumentnie. Doktorek bada mu klatke piersiowa - przod, tyl, zaglada w uszy, w nos, po czym sie odwraca zeby costam zapisac, a Mniejszy rozdziawia paszczeke i ryczy: aaaaaaaa - jak zawodowy pacjent no! Doktorek zapomnial mu gardelko obejrzec to sie upomnial! :) w ogole NARESZCIE cos rusza w kwestii uczenia sie. Mniejszy mowi mniej niz Wieksza w jego wieku, ale tez i Wieksza umiala wiecej rzeczy od niego - machala na pa-pa, i takie tam. no wiec niniejszym od kilku dni na pytanie "gdzie jest piiiipiiiip" Mniejszy wyciaga lapke i naciska nos pytacza. po czym pytacz zobowiazany jest "zapipczec". Mniejszy ma radoche :)
Wieksza ma NIESAMOWITA pamiec. bardzo szybko uczy sie nowych piosenek i wierszykow. ja nie pisze o tym bo nie nadazam. "Alfabet song" (po angielsku) zna bezblednie - polskie Dorotki, zabki i inne takie rowniez, spiewa razem z dziecmi jak wlaczam plyte z piosenkami :) mam nadzieje ze jej to nie przejdzie :) w szkole sie przyda :)
tak wiec mimo ze na lepsze nie zmienilo sie nic, bo dzieci jak kaszlaly tak kaszla, ja jak sie smaralam tak sie smaram, to jakos mi lzej i weselej... przez ten telefon co wyrwal mnie ze snu... :) i zasssmarkane jutrzejsze Walentynki :)