ciagle smutno...
bardzo sie staram byc zajeta. czymkolwiek. to pomaga jak sie chce uniknac jakichs mysli. no i pisanie. to zawsze pomagalo. mi przynajmniej.
gdybym w te sobote nie schodzila na dol tak szybko. tylko pospala jeszcze kwadrans. wtedy nie odszedl by drapak mi na rekach. wtedy zastalabym go w klatce juz nieruchomego. czy to by bylo lepiej... nie mam pojecia.
jeszcze tylko pisanie pomaga... no i jakos sobie trzeba tlumaczyc ze to sie zdarza... ze slonce wzejdzie. ze wszystkom wroci do normy. ja nie histeryzuje bynajmniej. nawet usmiecham sie czasami. ale w srodku mi gdzies gra pytanie - co sie stalo? dlaczego? i czy to czasem nie byla moja wina? moze cos zrobilam nie tak? drapak nie powie. i nawet nie powiedzial przed smiercia. dlaczego one nie potrafia mowic...
wiem ze czas wyleczy, wiem... ja to wiem. ale jak ciezko jest ZANIM. zanim czas wyleczy i zanim czas uplynie.
wiem ze kupimy drugiego krolisia. juz nie drapak. krolis. ale bedziemy dlugo szukac... czy po naszym najcudowniejszym drapaczku znajdziemy takiego ktory by byl... rownie slodki???
no coz...
zoabczymy...