moje przedswiateczne zamyslenie...
...odkrylam te piosenke...
...poruszyla kazda chyba strune serca...
...dziele sie...
...moze Wasze tez poruszy...
... bo czasami w gonitwie za lichowieczym
trzeba sie zatrzymac...
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
...odkrylam te piosenke...
...poruszyla kazda chyba strune serca...
...dziele sie...
...moze Wasze tez poruszy...
... bo czasami w gonitwie za lichowieczym
trzeba sie zatrzymac...
a dokladniej: antybiotyk. coz sie bowiem okazalo? ano okazalo sie ze w
piatek wybralismy sie do lekarza i lekarz wyslyszal cos w plucach Wiekszej. nie
zeby zaraz zapalenie ale cos tam sie telepalo. oprocz tego gardlo tez nie za
ciekawie wyglada. no. dzis juz jest duzo lepiej. jeszcze tydzien zostal do
swiat. nie wiem czy puszcze ja jutro do szkoly - temperatura poszla sobie w
sina dal wiec wg lekarza niby mozna poslac do szkoly... obaczym. maja teraz
proby codziennie przed piatkowym koncertem swiatecznym...
Mniejszy troche jeszcze kaszle ale mam nadzieje ze to takie resztkowe sprawy
sa... no.
a mnie czas by bylo w koncu te kartki swiateczne wypisac... ech, wykruszaja
sie ludziska wykruszaja, jeszcze 8 lat temu wysylalam ponad 40 kartek
swiatecznych... teraz pewnie o polowe mniej... ech...
a w kaciku spozywczym prezentujemy dzis paszteciki... ;) wczoraj spedzilam
przy nich upojne prawie 3 godziny. ulepilam ponad setke. juz zamrozilam, bo
maja byc na kiedys. na dzis zostawilam kilka ot tak na przekaske ;)
czyli w poszukiwaniu smaku dziecinstwa... ;)
taaa... a bylo juz tak fajnie... Mniejszemu kaszel przechodzil, Wieksza od
prawie 2 tygodni byla ok... sie okazuje ze owszem, Mniejszemu kaszel
przechodzi... na Wieksza :( pfff... ja juz mam naprawde serdecznie dosyc i
przysiegam ze w przyszlym roku szczepie dzieciaki... pfff...
ku pokrzepieniu serc - upieklam amoniaczki. przynajmniej to mi dzis sie
udalo :(
ech...
hehe. sniezyce zapowiadano i sniezyca przyszla... autobus
sie spoznil 25 minut wiec po 15 minutach zamarzania na przystanku zarzadzilam
odwrot i zawiozlam dzieciaki do szkoly samochodem. na oponach uniwersalnych bo
zimowki mamy miec zakladane jutro. ha. szczescie takie hehe. droga przebiegla
calkiem spokojnie, z jednym wyjatkiem: gdy juz wracalam do domu, czekalam na
wolna droge - skrecalam w prawo z podporzadkowanej w glowna. no i akurat przede
mna plug sniezny sobie odgarnal droge. przede mna ukazala sie nagle piekna,
ok.40cm zaspa sniezna... depnelam po gazie, i oczywiscie ze slizgiem i kolami
krecacymi sie jak oszalale, tudziez rykiem silnika i swadem palacej sie gumy -
pokonalam przeszkode! J
dzieciaki szczesliwe bo pierwszy raz w tym sezonie poszly do
szkoly w portkach sniegowych (nalozonych na ich zwykle). jak sie beda tarzac w
sniegu to niech im przynajmniej dooopska nie przemokna :)
m.in. wywiadowki byly. bylam z dziecmi na nich bo tak sobie zyczono :) no i
sie nasluchalam tylu fajnych komplementow o wlasnych pociechach ze mnei sie az
serce uradowalo!! no bo ja wiedzialam ze moja Wieksza to wybitnie zdolne
dziecko jest :) czyta juz od wiosny, liczy, i w ogole. wiedzialam ze na nia
moge w tem temacie liczyc... natomiast nie wiedzialam ze Mniejszy radzi sobie
wcale niegorzej! tak sie milo zaskoczylam ze mialam ochote te jego pania
usciskac wycalowac i w ogole. oraz sie rozryczec. jak mi Pani pokazala jego
prace... jak to sie Mniejszy potrafi podpisac (imieniem)... i wszystko, punkt
po punkcie kojarzy i robi tak jak dzieci w jego wieku... to mi taki ogromny
kamien z serca zlecial i potoczyl sie wniebyt... bo przeciez jeszcze rok temu
dopiero zaczynal sie rozgadywac... jeszcze rok temu ledwo laczyl 2-3 slowa w
zdanie... moj Boze...
pytalam pania jak sie Mniejszy ma do reszty tzn gdzie mniej wiecej, biorac
cala klase pod uwage, by go umiejscowila? uslyszalam ze w srodku a moze nawet blizej
przodu... niebo sie nade mna rozwarlo normalnie... strachy-niewidy poszly sobie
w sina dal... i morda mnie sie cieszy i juz. o.
a co do Swiat zblizajacych sie to troszke nerwow w tym roku mnie czeka, bo
wychodzi na to ze impreza Bozonarodzeniowo-urodzinowa (Tesciu ma urodziny) w
tym roku wypada u nas :) co za tym idzie - obiad na 21 osob. no troche pomoga
mi bratowe, bo tak jest przyjete ze kazdy cos przywozi, ale wymyslilam ze dania
glowne to jednak ja zrobie bo przeciez nie beda wiezc po 80-100km pieczeni np.
czy czegos takiego :)
no i juz mam ochote na pieczenie pierniczkow. i w tym roku mysle ze rowniez
napieke amoniaczkow! a co! tylko MS nie bede mowic ze to na amoniaku ciastka bo
on uwaza ze sie struje :) hehehehehe :))
...taka refleksja
przed-Swiateczna... tym razem juz calkowicie "odsrodkowa" znaczy sie
z glebi duszy ze tak powiem...
...odkad nie spedzam Swiat
z Moimi Kochanymi, staralam sie zawsze zeby bylo podobnie. pierwsze Swieta
tutaj - Wigilia w rodzinie MS-u jego brata, ktory tez ma zone z PL :). bylo
cieplo, serdecznie, wcale nie sztucznie... tradycyjne pokarmy... ale... cala
Wigilie spedzilam na hamowaniu lez... na polykaniu wszystkiego, na pilnowaniu
zeby sie nie rozryczec nagle... bo o ile Bratowa by zrozumiala, o tyle Brat i
ich dzieci juz niekoniecznie... kolejna Wigilia - u mojego Wujka... rodzina
niby 100% polska... ech... tez niby cieplo i tez niby serdecznie... nie
sztucznie... i potrawy niby tradycyjne... trzecia Wigilie spedzilismy w domu.
razem z MS i Wieksza ktora wtedy miala kilka miesiecy... i wtedy sie we mnie
cos przelamalo. zadnych wiecej Wigilii w wiekszym gronie... MS i dzieciaki. i
wystarczy. czwarta Wigilia... ciagle mam wyrzuty sumienia ze nie tak, ze uszka
nie takie, ze barszcz z torebki... az zrozumialam... piata Wigilia...
zrozumialam ze ja nie moge probowac robic tak samo jak bylo z MOimi
Kochanymi... bo ich tu nie ma... a mnie Tam nie ma... zrozumialam ze teraz moja
kolej... ze owszem, czerpac z tego co bylo, ale mam tworzyc nowe... nasze
wlasne...
...osma Wigilia, w zeszlym
roku, chyba najbardziej zwariowana :) w niespelna 3 tygodnie po przeprowadzce,
jeszcze z kartonami zapakowanymi walajacymi sie tu i owdzie... i wtedy to do
mnie dotarlo... ze to nie do konca tak, ze trzeba miec dom na blysk, ze
wszedzie musi sie rozchodzic cytrynowa won plynow czyszczacych... ze barszcz z
torebki i uszka i pierogi ze sklepu tez moga byc :) ze najwazniejsze to ze mamy
siebie, ze jest usmiech, ze szczescie, ze Milosc...
...i juz sie nie boje
Wigilii... nie boje sie tego czy bede czy nie bede plakac, czy bede (a wiem ze
bede) tesknic... bo teraz to nasze male Wigilie, kiedy tworzymy nasze male
tradycje, tak, zeby nasze Grzdyle kiedys mialy te baze... mialy sie na czym
oprzec... :)))