cosik do usmiechania :)
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
...taka refleksja
przed-Swiateczna... tym razem juz calkowicie "odsrodkowa" znaczy sie
z glebi duszy ze tak powiem...
...odkad nie spedzam Swiat
z Moimi Kochanymi, staralam sie zawsze zeby bylo podobnie. pierwsze Swieta
tutaj - Wigilia w rodzinie MS-u jego brata, ktory tez ma zone z PL :). bylo
cieplo, serdecznie, wcale nie sztucznie... tradycyjne pokarmy... ale... cala
Wigilie spedzilam na hamowaniu lez... na polykaniu wszystkiego, na pilnowaniu
zeby sie nie rozryczec nagle... bo o ile Bratowa by zrozumiala, o tyle Brat i
ich dzieci juz niekoniecznie... kolejna Wigilia - u mojego Wujka... rodzina
niby 100% polska... ech... tez niby cieplo i tez niby serdecznie... nie
sztucznie... i potrawy niby tradycyjne... trzecia Wigilie spedzilismy w domu.
razem z MS i Wieksza ktora wtedy miala kilka miesiecy... i wtedy sie we mnie
cos przelamalo. zadnych wiecej Wigilii w wiekszym gronie... MS i dzieciaki. i
wystarczy. czwarta Wigilia... ciagle mam wyrzuty sumienia ze nie tak, ze uszka
nie takie, ze barszcz z torebki... az zrozumialam... piata Wigilia...
zrozumialam ze ja nie moge probowac robic tak samo jak bylo z MOimi
Kochanymi... bo ich tu nie ma... a mnie Tam nie ma... zrozumialam ze teraz moja
kolej... ze owszem, czerpac z tego co bylo, ale mam tworzyc nowe... nasze
wlasne...
...osma Wigilia, w zeszlym
roku, chyba najbardziej zwariowana :) w niespelna 3 tygodnie po przeprowadzce,
jeszcze z kartonami zapakowanymi walajacymi sie tu i owdzie... i wtedy to do
mnie dotarlo... ze to nie do konca tak, ze trzeba miec dom na blysk, ze
wszedzie musi sie rozchodzic cytrynowa won plynow czyszczacych... ze barszcz z
torebki i uszka i pierogi ze sklepu tez moga byc :) ze najwazniejsze to ze mamy
siebie, ze jest usmiech, ze szczescie, ze Milosc...
...i juz sie nie boje
Wigilii... nie boje sie tego czy bede czy nie bede plakac, czy bede (a wiem ze
bede) tesknic... bo teraz to nasze male Wigilie, kiedy tworzymy nasze male
tradycje, tak, zeby nasze Grzdyle kiedys mialy te baze... mialy sie na czym
oprzec... :)))
pff. od jakiegos czasu mi to blogowanie cos nie wychodzi. nie czuje tego
jakos... nie wiem dlaczego? ale mam takie etapy, to wiem na pewno... zdarzalo
sie juz. zdarzaly sie przerwy kilkutygodniowe a chyba nawet i
kilkumiesieczne... nie wiem co teraz. tzn nie wiem czy znow przerwa? czy moze
po prostu to blogowanie sobie darowac...? pisac sobie a muzom... bo jak sie
poruszy jakis wazniejszy temat to zaraz zem konserwa... no jestem i co z tego?
nie gnam za zadnymi modami, nie akceptuje wszystkiego co swiat teraz mi pod nos
podtyka. mam swoje zdanie i nie waham sie go wyrazac. i tylko chyba sie pomalu
robie zmeczona. zmeczona tlumaczeniem ciaglym ze nie jestem wielbladem... pfff.
jak to w kabarecie Smolen dawno temu mowil: "kiedys norma byl ogol a nie
margines"... a teraz ten margines sie tak rozdal i rozwrzeszczal, ze chyba
pomalu sie robi norma... w takim durnowato zwariowanym swiecie ciezko sobie
wszystko poukladac... a jak ktos ma kregoslup i swoje zdanie niezgodne ze
zdaniem rozdetego marginesu - to zaraz ze konserwa.no i fajnie. to jestem
konserwa i juz. swiat leci na pysk. i do przodu na zlamanie karku. i na dol.
nisko. tak nisko ze ci co lezeli wczesniej - patrza sie nan z gory... a ja sie
w blotku taplac nie bede...
nie pytajcie ale o co chodzi. ulalo mi sie ogolnie, bez wzgledu na dzien
dzisiejszy. przepelnienie takie nastapilo i jak za dawnych dobrych (?) czasow -
ulalo mi sie tu. no i juz.
4 tygodnie do Swiat. Adwent w niedziele sie zaczyna. i co z tego? juz od Halloween
ludzie maja poustrajane domy.. w sklepach Jingle Bells, White Christmas, Noel,
i lichowie co jeszcze... wariactwo... rozmawiam z sasiadka (no, taka dalsza, co
mieszka z 10 domow dalej, dzieci mamy w jednej klasie)-mowi ze jej C. ja meczy
zeby ustroic choinke... (tydzien temu ta rozmowa byla). mowi: "a ja
mowie mu daj mi spokoj, musze sobie najpierw firanki zmienic"... matko. to
nie dlatego nie ustroila choinki ze do Swiat jeszcze bylo ponad 5
tygodni do Swiat, tylko dlatego ze jej sie nie chcialo firanek zmieniac...
matko... a gdzie ten nastroj? a gdzie utwierdzanie w dzieciach SENSU choinki???
pewnie, ustroic i swiecic juz poltora miesiaca wczesniej. potem w drugi dzien
swiat rozebrac i po sprawie... nie rozumiem tego i chyba nigdy w zyciu nie
zrozumiem o. no i dobrze. pewnie tez dlatego zem konserwa...
Wieksza podwojnie szczerbata. nie ma gornej prawej i lewej dolnej jedynki.
albo odwrotnie, wiem ze na krzyz. trzy szostki jej sie wyrzely tez. badz tu
czlowieku madry i powiedz czy ta goraczka w poniedzialek to z przeziebienia czy
moze z uzebienia? :/
mam dosc. ide sobie. namarudzilam i wystarczy...
pffffffffffffff
kupilismy maszyne do
pieczenia chleba. bylo tak, ze to w zasadzie MS kupil. tzn on chcial o. no to
sie zgodzilam - czemu nie? pierwszy bochenek chleba powedrowal prosto do
zielonego kubla pod nazwa "kitchen waste" - nie nadawal sie do
niczego. no nic, pierwsze koty za ploty mysle sobie. pieke drugi - nie mialam
lnu i sezamu, wiec upieklam taki... wyrosl tak mocno ze musialam w piekarniku
dopiekac! ale w smaku wyszedl pyszny. no i dzisiaj...
chlebek migdalowo-rodzynkowo-cynamonowy.
poki co maz testowal (jeszcze cieply) i stwierdzil ze niebo w gebie :) hehe.
jak ja lubie takie jego reakcje :)))
oprocz chlebka upieklam dzis muffinki
czekoladowe. te znow przetestowane zostaly przez dzieciaki - zjadly do
ostatniego okruszka, wiec uwazam ze sukces :))
takie cos bardzo ciekawe zauwazylam...
odkad zaczelam to moje odchudzanie, wiecej pieke :) ciekawa zaleznosc... to
wszystko przez to ze nie chce zeby MS kupowal ciastka i slodkosci - a kupowalby
gdybym nie piekla... no to ja juz wole wiedziec co w tych
ciastkach/slodkosciach jest :))
czyli jak co roku, o ile nam zdrowie i pogoda pozwala - wybralismy sie na
Santa Claus Parade :) dzieciaki wczesniej napisaly listy do Swietego Mikolaja
(Mniejszemu trzeba bylo pomoc oczywiscie, Wieksza wysmarowala wlasna reka,
Swiety Mikolaj bedzie musial zuzyc duuuuuzo swej swietej cierpliwosci jesli
bedzie chcial to przeczytac, no chyba ze zwali ten interes na ktoregos elfa...
zatrudnionego na poczcie ;) no ale to szczegolik taki ;) ), zapakowalismy sie w
samochod i wio. ta.... wista wio latwo powiedziec. korek oczywiscie zeby w
ogole gdziekolwiek zaparkowac. w koncu zaparkowalismy na parkingu stacji
kolejowej. no i fajno.
parada bardzo ladna, duzo oswietlonych platform, smiech, przybijanie piatki
Kubusiom Parchatkom ( ;) ), garfieldom, Sloniom jakims, Tygryskom,
Ksiezniczkom, Muszkieterom, Klaunom, i calemu mnostwu roznych mniej lub
bardziej smiesznych postaci. glosno, spiewnie, klaksonowo, z bebnami,
orkiestrami, kobzami, trabami, meeeeeeery christmas, i w ogole...
czyli... to co uwielbiam :)))
a na koncu - Gwozdz programu, czyli ...
no to Ho Ho Ho! :)
hihi. tydzien temu urodziny kolezanki. dzis kolegi. za dwa tygodnie -
urodziny kolejnej kolezanki :) heheh, nie ma co - imprezowiczka mi rosnie i
tyle! :)
dzisiejsza impreza w restauracji nastawionej na dzieciaki. ale nie
tradycyjny Ronaldzik, tylko cos innego. calkiem fajne. tylko ze ja sie
nastawilam na zakupy podczas gdy moja pierworodna by sobie imprezowala.
niestety okazalo sie to kompletnie niewykonalne - rozne takie fidrygalki, gry,
i tak dalej do ktorych potrzebne byly zetony (ktore cora dostala za darmo
calkiem przy wejsciu ;) - z racji imprezki ), o ktorych Wieksza zapominala
momentalnie gdy tylko na horyzoncie ukazala sie jakas kolezanka lub jakis
kolega... tak wiec mamuska dryp dryp za cora... wkurzona bylam maksymalnie...
no nic - zawolali dzieciaki na jedzenie - mnie skreca w brzuchu, patrze sobie
jak dzieci slicznie wsuwaja pizze... pff... taaa... a ja swinstw nie jadam tak?
:P no. to cierp cialo cos chcialo. ok. zjedli, wyskoczyl Maskotek (restauracyjny
taki, bo to urodziny tak? :)) pobawil sie z dziecmi. wszystko fajnie
zorganizowane ale na tempo! bo impreza trwac ma 90 minut. no to 2 minuty
pozniej tort. zjedli, dostali male prezenciki, jubilat swoich nawet nie
rozpakowal... pfff. fajnie. pobawilismy sie jeszcze troche (zetonow zostalo),
podliczylismy wygrane kupony, podchodzimy do lady gdzie za kupony mozna bylo
dostac zabawke. i dramat. to co Wiekszej sie podoba "kosztuje" - phi,
bagatelka - 1500 kuponow. a Wieksza ile posiada? ano 100. no i fajnie. jej ryk,
moje nerwy, krakowskim (???) targiem stanelo na pilce. futbolowej. do ktorej
musialam oczywiscie doplacic... pffff....
wsciekla (acz sie hamowalam bo widzialam ze Wieksza faktycznie sie dobrze
bawila :) ) pojechalam do domu, wsciekla i glodna przygotowalam lunch...
po jedzeniu zakupy. no i wystapil element kompletnie pocieszajacy :)
otoz zupelnie niechcacy wdepnelismy do sklepu z damska odzieza. przeceny
straszne! tzn strasznie fajne ale i straszne bo jak tu nie kupic jak tak
tanio??? a wiec kupic: 2 spodniczki, bluzeczka i portki. sztruksy ;) nie ma to
jak dobre zakupy na zakonczenie kiepskiego dnia ;) ha!
i bynajmniej nie ryczace i
bynajmniej nie o wiek chodzi. otoz tyle stopni goraczki miala Wieksza w nocy z
niedzieli na poniedzialek... co ja przezylam, tego nie opisze zebym pekla... 40
stopni uparcie sie trzymalo Wiekszej przez ok. 2 godziny... pozniej powolutku
zaczelo spadac... zeszlo niechetnie do 39.6 (po kolejnej pol-godzinie), i
jeszcze bardziej niechetnie do 38.7... i tam sie zatrzymalo... spanikowana do
granic mozliwosci wymoglam na MS by nie jechal do pracy nastepnego dnia...
pojechalismy do lekarza z dzieciakami (bo Mniejszy sobie tez zagoraczkowal,
Wiekszej do towarzystwa, z tym ze on delikatnie - 38.6), okazalo sie ze Wieksza
sobie wyhodowala ostre zapalenie gardla i ucha. pfff... dostala antybiotyk i
juz po pierwszej dawce bylo duzo lepiej. dzis juz wariowala ile wlazlo, wiec
jutro wysle ja do szkoly. trudno.
w poniedzialek posadzilam ponad 100
cebulek rozmaitych kwiatkow... zabraklo, hihihi. poinformowalam o tym MS, a on
sie pyta: no ale mialas przeciez z 50 cebulek prawda? ja na to: nie, skarbie,
ponad 100.... MS na to nic nie powiedzial tylko popatrzyl sie na mnie i w
spojrzeniu mial tekst: "z wariatami lepiej lagodnie..." ;)
no.
no i swistak pozawijal, 103 dzieci przyszlo, cukierki dostalo :) fajnie... a
nastepnego dnia staralam sie nie myslec. bo myslenie szkodzi. czasem
przynajmniej... kiedy zamiast zapalenia znicza na grobach babc, dziadkow...
przyjaciela, ktorego serce nie wytrzymalo tragedii slawetnej wroclawskiej
powodzi... kolezanki z LO... wiec zamiast zapalenia znicza na ich grobach,
zapalilam jeden, maly znicz przy prostym krzyzu ustawionym na parkingu
kosciola... szybko ukradkiem niemalze... wspomnienia bola... takim prostym,
dosadnym bolem...
...jednak wspomnien zagluszyc sie nie da... i juz mam przed oczami wieczorne
wyjscie na cmentarz, z gromadka dzieciakow takich jak i ja, luna nad
cmentarzem, od ogromu rozpalonych zniczy.... kuzyn i jego kumple robiacy
woskowe rekawice ;) usmiecham sie do siebie...
wiele jeszcze takich chwil.. wiele momentow kazdego roku, w ktorych
wspomnienia wracaja tak rzeczywiste ze wydaje sie jakby to bylo wczoraj... nie
wiem czy warto probowac uciec, nie myslec... nie wiem tez czy przyjdzie taki
czas, kiedy nie beda bolaly... kiedy bede je wspominac z usmiechem na twarzy...
hehe. a ja chyba wiem jak ten swistak sie musial czuc ;)
Happy Halloween ;)
mi sie wlaczyl. oczywiscie nie zebym kiedykolwiek przestala czytac... no,
moze w czasach wczesnego niemowlectwa Grzdyli... ;) i pozniej, jak mialam dwa
Bable nieduze... ale od jakiegos czasu (2 lat?) wrocilam do czytania. ostatni
ciag zaczal sie ostro bo "Porwaniem" J.Chmielewskiej, potem
"Agrafka" Sowy i "Gosposia prawie do wszystkiego" Szwai.
uff. MS twierdzi zem oszalala. no pewnie ze tak. a czy ja mowie ze nie?
wszystkie trzy dobre ksiazki, wszystkie trzy wciagajace :) i tylko sie
zastanawiam czy lapac od razu za "Fikolki na trzepaku" Kalicinskiej
(tak tak, tej od rozlewiska ;) ) czy sprobowac "Zagrozenie" Tess
Gerritsen (nie czytalam jeszcze nic tej autorki i troche sie jej boje...)... a
jeszcze w zanadrzu zdaje sie mam jakis lekki kryminalek w oryginale... no i
oczywiscie ciagle stertke LMMontgomery :) chyba Fikolki jednak wezma gore...
najgorsze jest to ze jak mnie ksiazka wciaga, to cos lubie pogryzac w
trakcie czytania... pfff... taaa... dobrze to na odchudzanie (;)) raczej nie
robi... :)
cora ma jutro "crazy hair day" w szkole i co ja jej mam na tej
lepetynie wymodzic??? mam tylko nadzieje ze i inne dzieci beda cos mialy
modzone na lbach, bo nie chce zeby moje jako jedyne na kosmite wyszlo :) no! :)