a takie sobie...
o:
i o:
a co! :))
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
o:
i o:
a co! :))
taaa, to teraz prosze bardzo mozna sie pytac: gdzie lecim, gdzie znow to serducho tylek swoj i/lub tylki swoich bliskich bedzie wozic? ha. zgaduj zgadula. a tak w ogole to i tak "nie o to kaman" tak?
otoz bo poniewaz chodzi ze dzien ojcowy jest tak? tzn nie dzis ale wkrotce. tradycyjnie u nas sped rodzinny organizowany jest (tzn nie u nas w sensie doslownym, bo nie pod naszem goscinnem dachem, ale u nas w sensie rodzinnym ;) ), laczony z urodzinami MSowskiej Bratanicy. taaa. mneijsza o impreze (niewatpliwie fajna zreszta, o ile inna Bratowa, nie od tej Bratanicy, slynna juz BT nie spaskudzi atmosfery. taaa. ale i w tym nie sek. tzn nie w tym last minute. last minute natomiast w tym, ze mialam pomysla TFUrczego- coby Grzdyle swojemu Ukochanemu Tatuskowi wysmarowaly koszulke. no i o ile z koszulka problemu niet, bo przeciez na kazdym kroku niemalze nabyc mozna, o tyle nie moglam znalesc farbek do materialu. i co?? dzisiaj w szale rozpaczy dalam ostatnia szanse sklepowi. przyjrzalam sie dokladnie polkom slicznie oznaczonym jako "craft supplies". i co widze??? no piekne farbki w tubkach! ha!!!tadam! nabylam koszulke (bo taka z grubszej bawelny specjalnie w celu malowania byla), farbki i jeszcze przy okazji czapeczke z daszkiem, bo urodziny MS za pasem to zawsze mozna wysmarowac jeszcze Birthday Hat nie? :)
matko az sie boje. ide szukac duuuuuuzej plachty plastikowej. coby grzdylom wizja artystyczna nie przeslonila oczu i coby nie popelnily dziela sztuki na dywanie.... ;)
az sie sama dziwie. naprawde. bo to takie pewne nie bylo znowu... tzn bez przesady, zagrozenia zycia bezposredniego nie bylo, natomiast zagrozenie utraty zdrowia psychicznego - jak najbardziej. co sie stalo? ano niby nic... Wieksza sobie zaprosila kolezanke coby ta przyszla "sie pobawic"... matko moja... kolezanka musiala miec wszystkeigo zawsze wiecej i lepsze niz ktorekolwiek z moich dzieciakow. czyli jesli Webkinz, to ona ma 29 sztuk! TyBabies - o, ma 99 sztuk! no i tu juz nie zdzierzylam, bo rodzicow ma przy zdrowych (w miare)zmyslach i na pewno az tylu by jej nie sprawili, wiec sie wycofala z 99sztuk, na rzecz "bo mam duuuuzo"... ta... poszly z Wieksza grac w komputer... gra wygladala tak, ze Kolezanka usiadla przed komputerem Wiekszej i powiedziala: teraz moja kolej... matko moja, zacisnelam usta i powtarzam sobie: cicho badz, cicho badz... bo chce Wieksza uczyc asertywnosci... faaajnie. po ok godzinie Wieksza sie zbuntowala i powiedziala ze teraz jej kolej. na co Kolezanka sie obrazila, poszla do sypialni Wiekszej i zaczela czytac ksiazke. i powiedziala ze nie wroci "sie bawic" chyba ze jej kolej bedzie na komputerze... i ta moja sierotka sie zgodzila... ta...w pewnym momencie nie zdzierzylam poprosilam Wieksza na strone i mowie: dziecko drogie przeciez to nie jest tak ze musisz robic co jej sie podoba, chyba masz swoje zdanie w jakichstam sprawach? ech...
a zawsze mi sie wydawalo ze to ja mam lobuzy, nieusluchane dzieci i tak dalej... oj chyba zaczne odszczekiwac ;)
2 godzinki minely dosc szybko w sumie, aby odreagowac... nalepilam pierogow z truskawkami na obiadek o. zjedlismy wszystkie. a nalepilam cos z 70 sztuk. mniam! :)
ufff. dobrze ze koniec roku za pasem, Kolezanka sie przeprowadzila i w przyszlym roku do tej samej szkoly co Wieksza chodzic nie bedzie. Kolezanka nie bedzie ,znaczy, bo Wieksza jak najbardziej :)
nic z tego nie rozumiem. naprawde.
za nastoletnich czasow sie ma jakastam figure. sie wazy ilestam workow kartofli, czy - bardziej nowoczesnie ;) - kilogramow. fajnie? fajnie. lub mniej, ale ja na wlasnym przykladzie (oczywiscie) sie opieram. wiec sie wazy. idzie sie na studia. sie je rozmaicie. i nie- nie chudnie wcale. bo to takie czasy byly, kiedy sie czlowiek zachlystywal chipsami, McDonaldsami, frytkami. zyl na prowiancie z domu przez pierwsze 3 dni tygodnia (oczywiscie odsmazane wszystko na tluszczu), a ostatnie dwa (do piatku wlacznie) na jajecznicy z resztek. wzglednie na chlebie z dzemem. dietetyczne wszystko jak cholerka. w razie braku kasy - chipsy sie zastepowalo tonami chrupkow kukurydzianych. rozmaitego kalibru. wiec sie tylo. nie zeby duzo. ale nie schudlo na pewno. pozniej sie poszlo do pracy. nie zeby na dlugo - dwa lata. styl zywienia - jak na studiach. weekendy w domu rodzinnym, zapas prowiantu na tydzien. luz.
sie wyszlo za maz... sie zmienilo wszystko - sie przytylo lekko liczac 7 kg w ciagu roku. sie zgubilo z tego z 5. sie zaszlo w ciaze raz, przytylo 13, zgubilo 10, wmiedzyczasie jakies kamienie zolciowe, operacja, zgubilo sie kilka kg, potem sie to nadrobilo...
sie zaszlo poraz drugi, przytylo 18 zgubilo 15... bilans takise.
ale srodowisko, znajomi, rodzinka obludnie twierdzila ze wszystko jest ok.zwlaszcza te/ci chudsi czlonkowie rodziny. nienie, nie jestes gruba, alez skad? dobrze wygladasz. taaa...
wiec sie schudlo. duzo. wrocilo sie do wagi z ostatnich klas ogolniaka. i teraz sie porobilo... polowa znajomkow/rodzinki twierdzi ze super, swietnie wygladasz, ale czad, woooo-hooooo, brawo, yes-yes! druga polowa (nie wnikam w rownosc liczebna polowek) - o matko, ale sie zmienilas na buzi, a wez, brzydko teraz wygladasz, kosci ci stercza, no kto to widzial taki obojczyk ? i tak dalej w ten desen. no w morde? i to szczuple osoby tak potrafia mowic! ktorym te obojczyki tez stercza! no bo ja rozumiem - jak kto przy kosci to takie schudniecie kogos moze budzic wyrzut sumienia tak? ale szczuple? no w morde, zazdrosc ich zre ze nie sa jedyne takie piekne szczuple? no? pfff. musialam sie wygadac bo jeszcze troche i sie mnie cos zrobi! a jak ich w oczy zre to, ze pieke/gotuje "dietetycznie". zeby nie bylo - dietetycznosc polega na nie dodawaniu kostki margaryny do kazdego jednego placka, uzywaniu maki pelnoziarnistej, (jak na zalaczonym obrazku:
wprowadzeniu wiekszej ilosci spozywanego blonnika, i tak dalej w ten desen... pfff! ja sie pytam - co ich to zre?? jesli ja takie
pieke i nam to smakuje??
no!!??
w morde.
i dziekuje za uwage!
p.s. aha, i jeszcze jedno,bom se zapomniala: A WLASNIE ZE JA SIE SOBIE teraz PODOBAM! NO! i juz!!!!
zaczelo sie od Wiekszej. smarala, kaszlala, kaszlala, smarala - zarazila Mniejszego... Mniejszy sobie zagoraczkowal, smaral, kaszlal, kaszle jeszcze troche w zasadzie... zarazil Wieksza. smarala, kaszlala, kaszlala i kaszle. i smara sie troszke. stany podgoraczkowe. no wiec ilez ten moj biedny organizm moze zdzierzyc? to sie poddal i teraz ja sie smaram, kaszlec to tak srednio ale mam jeza w gardle. oraz jakas goraczke. tzn aktualnie sobie sie waham w granicach stanu podgoraczkowego a niskiej goraczki... o 3 w nocy slabym glosikiem poprosilam MS zeby mi przyniosl jakas tabletke i cos do picia. to ryzyko bylo z mojej strony bo wybudzony z glebokiego snu MS sie moze zachowywac rozmaicie ;) zmell w ustach przeklenstwo, mruczac pod nosem cos, w co nie wnikam poszedl i przyniosl. kochany MS :) no i tak sobie siedze. czekajac coby przeszlo...
w niedziele kombinowane party planujemy dla Mniejszego i jego kuzynki. kuzynka ma 18tke, ale to szczegol taki ;) dla rodzinki impreza wygladalaby tak samo jak kazda inna, wiec nie ma problemu. a dla znajomkow sobie moze na przyszly weekend cos wyprawic.. czy tam jakos zaszalec wyjsciowo.
ech, coby tylko grzdyle sie wtornie nie zarazily ode mnie tym razem... :/
i nie o fuge te taka kafelkowa chodzi. a o najnowsza ksiazke Szwai... no dobra, mialam maly falstart, ciezko mi bylo sie do niej zabrac, bo zostalam uprzedzona o co kaman (ze sie tak wyraze - jakie "topiki" porusza) oraz ze sie nie konczy dobrze. tzn nie do konca dobrze. no i tak niby nic nie wiadomo, ale dla mnie wystarczylo. otozboponiewazgdyz jako male pachole i wiekszy podrostek zabierajac sie do czytania ksiazki najpierw sprawdzalam zakonczenie. coby miec te pewnosc ze wszystko sie jakostam rozwikla. jak bylo ok, to czytalam, jak nie to odkladalam na polke z komentarzem ze smutnych ksiazek to ja nie czytuje. taaa... no ale jakos po troszeczke po troszeczke - i przy ktorejstam stronie mnie wsiorblo. wspaniala ksiazka. naprawde. mimo moich konserwowych pogladow uwazam, ze ksiazka naprawde jest super. styl Szwajowy - swietny jak zwykle. wplatywanie znanych z innych ksiazek postaci - uwielbiam to. a tematy baaaardzo wazne i bardzo trudne... chyle czola przed Pania Szwaja za to, ze ukazywala je wielokierunkowo. ze zmusza czlowieka do myslenia samodzielnego. nic nie podaje na tacy. tak przynajmniej ja to odczuwam i odbieram.
a teraz bedzie o zakonczeniu wiec jesli ktos nie czytal tej ksiazki jeszcze to prosze tu konczyc czytanie tej notki! :) no juz. klikamy na skomentuj i juz :)
/w dwoch sprawach mam pretensje. otoz mialam nadzieje ze sie Mirka jednak ze Stasinkiem pogodzi. oraz ze Eliza dostanie po mordzie. o./
dziekuje za uwage :)))
pozdrowienia szczegolne dla Blogowiczki Od Garow. ty nie miej postanowien poprawy czy tam czego, ty po prostu pisz notki czesciej no!!! :)
zastoj jakis czy cos...
aktualnie na tapecie przeziebienia sa... ech szkoda slow...
oraz ja-wredna matka. tez szkoda slow... a wredna byc musze skoro skora mi cierpnie na sama mysl ze wakacje tuz-tuz... :(
ech...
na pocieszenie (moje pocieszenie, bo to ja sie do dooopy czuje :( ) cos ladnego. o.
z nowosci to dwa zakupy. gofrownica oraz machina do robienia popcornu w najzdrowszej jego wersji - gorace powietrze "wystrzeliwuje" ziarna. i juz :) zadnych dodatkow, no ewentualnie odrobinka soli.
a co do gofrownicy to wczorajsza kolacja wygladala tak:
:D
chyba tak trzeba bedzie... nie planowac za wiele bo sie schrzani... nie probowac myslec co bedzie kiedystam, bo tego nie wiadomo... ciezko tak... smialam sie ostatnio do MS ze jesli cokolwiek planujemy, trzeba od razu planowac podwojnie... tzn dokladac alternatywe - co zrobimy jesli dzieciaki sie rozchoruja... bo ostatnimi czasy dostalismy dosc po doopskach w ten desen...
ech...
dostalam od Grzdyli prezenty na Dzien Matki ;) Wieksza robila papierowe bukiety i wazoniki z rulonikow po papierze toaletowym, obklejonych patyczkami (takimi jak od lodow). Mniejszego Pani zarzadzila bratki :) no szkoda ze nie wiedzialam, jak przyniosl ze szkoly w czwartek, w szarej torebce papierowej udekorowanej przeslicznie, tak sobie ten bratek czekal do niedzieli... ale przezyl :)
Grzdyliki moje kochane no... :) sie rozczulilam oczywiscie!
a od MS dostalam herbate ze sklepu herbacianego. nazwa herbaty zabojcza: "Love spell" ;) hehe. smak calkiem calkiem....
i tak to sobie powolutku zyjemy... one day at a time...
nic nie bede mowic. tzn co do tego co ostatnio bylo zle. bo jak cos mowie to sie momentalnie pieprzy (oho, serducho sie wyraza... no trudno, moja cierpliwosc ostatnimi czasy wystawiana zostala bardzo wielokrotnie na proby, no i widocznie jako tester sie nie sprawdzam....)...
natomiast chcialam sie pochwalic. a co! ha! otoz nie mialam pojecia "co na obiad". zdarza mi sie takie cos. a niedawno zakupilam forme do duzych muffin... taka ze tylko szesc sztuk wchodzi (tego samego rozmiaru forme mam na normalnych muffin 12 a mini muffinek 24...). bo sobie pomyslalam ze cos takiego kiedys bym zrobila a'la "open veggie and meat pie". nie bede tlumaczyc bo nie umiem. no i w efekcie - cos takiego jak mini-tarts mi wyszlo... wyszlo to malo powiedziane - okazalo sie byc niebem w gebie!!! a wygladalo tak:
faza na wpol surowa: surowe ciasto (maka wieloziarnista), gotowy farsz:
oraz juz upieczone/zapieczone:
mmmm....
...oraz na wpol zjedzone... ;)
przyznam sie szczerze ze przeszlo toto moje najsmielsze oczekiwania! pycha!!!!